2 października 2021

Weekend z urlopowiczką...

 Weekend rozpoczął się już w piątek. Chyba za sprawą urlopu Malwiny i świni. A raczej połówki świni, którą miała odebrać z ubojni od znajomego znajomego. Cały ciąg przyczynowo skutkowy a w skrócie po prostu znajomy znajomego załatwił dobry towar do zrobienia wędlin i wędzonek. Bo jak tu mi dogodzić, żeby szeroki uśmiech wyszedł na twarz. No więc od rana weterynarz i chipowanie Luny, później klientka po odbiór, później wyjazd po pół świnki i ze świnką w bagażniku po najmłodszą do szkoły i do domu. Oczywiście tutaj nie obyło się bez szerokiego uśmiechu nas wszystkich, bo świnka cudna, noże ostre i Malwina oczywiście oprawiła mi prawie 40 kg mięska tak, że mogłam już tylko porcjować wg schematu, to wędzimy w całości, to pieczemy, to pójdzie na kiełbasy. - No właśnie jakie robimy tym razem kiełbasy? - pytam dziewczyn.

- Babcia, dla mnie szyneczki i te kiełbaski co lubię. Ty już wiesz. - rezolutnie mówi nasza licealistka.
- Mamo, a białej też troszkę zrobisz? - tak przymilnie podpytuje moje dziecię.
- Myślałam, że białą zrobimy bliżej świąt, chociaż masz rację, trochę mogę zrobić. - moja córka uwielbia domową białą i nie potrafię jej tego odmówić, chociaż na końcu bardziej oczy chcą, a przejedzenie białą też rozsądne nie jest.
- Dobra trochę kiełbas na suszenie zrobimy tym razem kochane. Chcę mieć takie do powieszenia na strychu i jakieś krakowskie trzeba wreszcie zrobić. - i widzę ich aprobatę bo te suche schodzą bez problemu, ale już wiedzą, że tego zawsze ja pilnuję. 
To było wczoraj, poporcjowane mięsko poszło do wiaderek i do lodówek, a my spać.
A dzisiaj od rana kurierzy i o dziwo zamówione buteleczki dotarły w jeden dzień... 
- Mamo!!! - Słyszę z dołu moją córkę. - Mamo, jadę po mleko do sklepu a Ty się ubieraj i zalej kawę, już nasypana. Jak wrócę, powiem co dziś robimy.
- Ja robię mięso, znaczy kroję i solę. - odkrzykuję i słyszę już tylko odpalany mój starutki land rover. Powoli zbieram się w sobie i szykuję do zejścia na partery. Kuchnia lśni gotowa do dzisiejszych zadań bojowych, więc zalewam kawę i idę z nią do stołu. Właśnie wchodzi córka z siatami.
- Mamo, kupiłam łososia na obiad bo jest w super cenie 5.99 per kilo i mam zapas chrupków dla zwierzaków, no i o mleku nie zapomniałam tym razem.
- Śmiejemy się, bo dobrze wiemy jak czasem potrafimy pojechać do sklepu po jedną rzecz i wrócić z pełną torbą, ale bez tej jednej ważnej rzeczy. Bo i dlaczego nie?

Są buteleczki jest zabawa. - Mamo zlejemy nalewkę odsklepinową? Ja zrobię naklejki na butelki.... - Już wiem, że to będzie aktywny dzień, ale wiem, że jak nie pomogę, to zrobi sama wszystko, a ja będę nusiała robić obiad. No więc:
- Dobra, zrób nalepki a ja zajmę się nalewką, ale najpierw smakujemy, czy to już jest dobre - mówię i idę po kieliszki do likierku.
- Cholera pyszne! No to do roboty!
Czy to koniec? Ależ skąd. Było jeszcze filetowanie łososia i solenie. Było peklowanie mięsa na sucho w workach próżniowych, było krojenie mięsa na kawałki, solenie w wiaderkach i wyszło tego drobne 18kg. Tak zdecydowanie biała też będzie. Może nawet część lekko podwędzimy. 
Usiadłyśmy na luzie dopiero przy popołudniowej kawie i bez pomysłów na kolejny dzień się nie obyło. Malwina z Jurkiem wymyślili, że skoro jutro ma nie padać, to od rana skoczą na nasze pole i rozejrzą się za podgrzybkami. 

- Bo wiesz tato, namówiłam mamę na angielskie smażenie grzybów w maśle na kanapkę i to jest pycha. Musisz tego spróbować. Pojedziemy od rana? Budzik nastawię. Co ty na to?
Tym sposobem jutro się wyśpię. Wstanę dopiero jak wrócą i na popołudnie mamy zaplanowane robienie kiełbas. 
O kiszonych cytrynach będzie innym razem. Za jakiś czas, kiedy już degustację będziemy mieli za sobą.
A wieczorem żeby nie zapomnieć pogadałam ze Sławkiem, a raczej popisałam i tak po wymianie naszych opinii o przetworach, które lubimy jednak kupiłam maszynkę do mięsa.... Teraz będzie idealnie....
Właśnie dlatego kocham moje życie. 

Brak komentarzy: