Piątek, to taki dobry dzień, kiedy zazwyczaj wszyscy są w domu i można robić wszystko co w duszy gra. A jeszcze jak młoda ma przerwę od szkoły, a mama urlop to już dzień pięknieje w oczach.
Ale zacznę od wtorku, kiedy dziewczyny wracały z miasta i już na naszej ulicy zauważyły na drodze jeża. Był mocno niemrawy a w bezpośrednim kontakcie wyglądał i pachniał jeszcze gorzej. No ale to moje dziewczyny i nie potrafią zostawić żywego istnienia na pastwę losu. Tak zostały wychowane i pewnie gdyby nawet posłuchały głosu rozsądku, to latami słyszałabym jak strasznymi ludźmi były w ten jesienny wieczór. Ja znam je, one znają mnie i po prostu oddałam duży pojemnik na izolatkę do czasu określenia zakresu nieszczęść.
Pierwsze oględziny:
- jeż nie ma oczu, miał je tak głęboko schowane, że mowy nie było o zobaczeniu nawet oczodołów, bo w około oczu było sporo ran ropiejących i mocno śmierdzących;
- jeż jest potwornie zapchlony, "mamo nie martw się, zaraz zrobię z tym porządek, mam duży zestaw na pchły u młodych zwierząt". - z tym tekstem córka pognała z mniejszym pudłem do łazienki i słychać było tylko wodę....
- mamo, pcheł zeszło z niego ze dwie łyżki stołowe.... Jutro powtórzę zabieg a dziś śpi w pudle i bez szans na rozniesienie pcheł...
- Młoda siedzi obok pudła i szuka informacji, pisze do grup pomocowych i googluje. Po chwili słyszę.
- Już wiem jak mu podać antybiotyk, uwielbiam Twojego kolegę za jego pomoc w edukacji.
Tak, tak Krzysiu, to dzięki Tobie moja córka wie, jak ratować te wszystkie małe nieszczęścia i gdyby nie antybiotyki......
Po chwili znowu okrzyk z dołu.
- Pierwsza dawka antybiotyku zjedzona w kocim jedzonku!!! Chyba będzie dobrze.
Tu następują takie lekkie negocjacje, bo wiesz mamo, on ma za niską wagę. Powinien ważyć 600g a waży 450 zaledwie i nie przetrwa na zewnątrz, zwłaszcza na ślepego.
- Dobra dobra, przyjęłam do wiadomości, że mamy na zimę jeża i od wiosny nauczysz go polować na ślimaki - żartuję, bo przecież wiem co trzeba i wiem, że one też wiedzą.
To było 3 dni temu. Dzisiaj jeż po trzecim dni z antybiotykiem odpchleniu, przemywaniu ran kilka razy dziennie wrócił do żywych i zaczął obchodzić swoje włości i Eureka: Jeż ma oczy!!! Wreszcie je otworzył, pokazał i nawet nosem zaczął trącać swoją ratowniczkę. Będzie dobrze, ale na zimę zostaje, słowo się rzekło, nie ma odwrotu :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz