Dzisiaj będzie o angielskim podejściu do problemu wzroku u dzieci. Dlaczego tak? Moja wnuczka na dziś jest po badaniu wzroku i całym cyklu od "mamo nie widzę tego napisu, a 6 myli mi się z 8 i czasem mam problem". Od tego miejsca do szczęśliwego uśmiechu minęło 10 dni. Dzisiaj mała poszła do szkoły w kontaktach, bo już próbne kontakty może mieć na oczach 7 godzin. W domu czekają na nią oprawki, którymi jest oczarowana. A ja mogę opisać jak to się dzieje tutaj, bo podobało mi się wszystko, co usłyszałam i widziałam.
A więc od początku. Po tej krótkiej rozmowie, córka weszła na stronę i zabukowała wizytę u okulisty w punkcie okulistycznym. W mieście mamy jeden taki punk dedykowany tylko dla dzieci. Na wizytę czekały chyba kilka dni. Na wejściu pani zadała kilka standardowych pytań i zaprowadziła do technika na pierwsze badanie dna oka. Młoda pokierowana przez panią technik siadła pod właściwą do wieku maszyną i po chwili zdjęcia z maszyny wędrowały do pani okulistki, do której mama z córeczką wędrowały schodami.Tak więc, gdy dotarły do okulistki ta już miała obraz i przeszła do wywiadu z dzieckiem, od kiedy, kiedy zauważyła, co jej przeszkadza itd itp. Po czym zaczęła dobierać szkła badając wszystko dokładnie i spokojnie, bez grama zdenerwowania. Jedyną zdenerwowaną osobą w gabinecie ma prawo być dziecko i to faktycznie ono jest tutaj najważniejsze. Po badaniu czas na konsultacje z drugim lekarzem. To nie żart, pani przeszła do gabinetu obok, żeby skonsultować swoją decyzję z drugim lekarzem. Po czym wpisała receptę w komputer i przewodnik zabrał dziewczyny na dół do optyka, żeby dziecko wybrało najlepsze do jej gustu okulary. Po krótkim przepytaniu co lubi, w jakich klimatach czyta książki, czy rysuje jakieś postaci itd i mierzeniu rozstawu itd pani optyk poszła z tacką i wróciła z kilkoma parami oprawek do przymierzania. Młoda zobaczyła klimatyczne oprawki w stylu japońskim, wsadziła na nos i już wszyscy wiedzieli, że przymiarka pozostałych oprawek, to strata czasu, ale.....
- Mamo, a mogę mieć kontakty? No i trzeba było zabukować kolejną wizytę za kilka dni, bo okazało się, że to inny gabinet. Za kilka dni podjechały już jak do starych znajomych. Optyk zbadał oko, dopasował szkła kontaktowe, przesiedział z dzieckiem, aż to nauczyło się zakładać samodzielnie szkła kontaktowe. Tu nawet moja córka była pod wrażeniem poziomu cierpliwości technika uczącego obsługi szkieł. W nagrodę za opanowanie sztuki zakładania kontaktów, nasza dziewczynka dostała próbny pakiet na tydzień z wytycznymi jak ma z nimi postępować, co zrobić, kiedy oczy się zmęczą, albo zaczną sprawiać problemy. Oczywiście po tygodniu konsultacja i pakiet kontaktów na miesiąc jeśli nie będzie problemów. Po założeniu kontaktów przyszedł lekarz okulista, żeby sprawdzić jeszcze naocznie czy wszystko leży jak należy. No ale córka chciała zgrać wizytę kontrolną z odbiorem okularów i okazało się, że okulary już są gotowe i czekają, więc najmłodsza wyszła już w nowych okularach, a kontakty dostała w pudełkach.
Teraz podsumowanie kosztowe, bo przecież to droga Anglia ;))) No więc do minimum 16 roku życia dzieci nie płacą za szkła, oprawki i kontakty, jak i za wizyty u okulisty. Jedyny koszt, który córka poniosła w temacie okularów. to były ściereczki i płyn do szkieł. coś koło 8-10 funtów.
I moje 5 groszy w temacie angielskiego podejścia do dzieci. Tak, na każdym kroku czujemy, że dzieci są tutaj najważniejsze. Kiedy przypomnę sobie swoją wizytę w Polsce u okulistki zwanej potocznie bubel, choć bubel był ordynatorem oddziału okulistycznego i jej teksty na poziomie, o który nikt by nie podejrzewał bądź co bądź wykształconą osobę to zastanawiam się, czy kiedyś osiągniemy ten poziom i klasę. Na szczęście i w Polsce poznałam wielu wspaniałych okulistów, tylko kto ich wyposaży w taki sprzęt diagnostyczny? Dobra, starczy mojego marudzenia.
Idę szukać nowego tematu.. A może ktoś podrzuci jakiś temat?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz