2 sierpnia 2016

Niejadek.

Pierwszy dzień dzieci w podróży a my z wnuczką zostaliśmy na gospodarstwie. Czyli mamy do ogarnięcia dom, inwentarz domowy chodzący i pływający a że to sierpień, to jeszcze ogród nie może zostać pozostawiony sam sobie. A od rana Dominika powtarza jak katarynka:
- Nie jestem głodna bacio, nie chce mi się pić, chcę żeby tu była mama. - a nos wlepiony w tablet bo kto takiemu smutnemu dziecku zabierze zabawkę?
Nie zostało nic innego jak wymyślić sposób:
- Rozumiem, to placuszków też nie chcesz? - pytam dla zasady. - Rosół robię dla dziadka więc może zrobię trochę więcej dla ciebie?
- Bacio, powiedziałam, że nie jestem głodna i nic nie będę jadła, zrozum to wreszcie! - mówi z przytupem sześciolatka.
- Dobra dobra, to idę do kuchni. - raczej stwierdzam.
Po chwili zaczynam smażyć placuszki w wersji najprostszej do kawy.
Czyli do miseczki rozbijam dwa jajka, na to wlewam ciut więcej niż pół szklanki mleka i tyle samo wody, szczypta soli, łyżka cukru pudru i teraz tyle mąki, żeby wyszło ciasto jak gęsta śmietana i bez grudek. Do tego wrzucam łyżeczkę proszku do pieczenia i wyciągam patelnię i tu jest sekret moich placuszków. Od jakiegoś czasu smażę placuszki kładzione łyżką do lodów na patelnię na oleju a raczej maśle kokosowym. Uwielbiam ten posmak kokosa w placuszkach i do tego lody, albo bita śmietana, albo łyżka konfitur domowych.
Kawa na tarasie z taką przystawką smakuje wyśmienicie.
No ale to była długa dygresja, a najważniejsza w tym była wnuczka, która cierpi z powodu mamy w podróży... No i smażę te placuszki na złoty kolor, a tu widzę zaglądającą do kuchni wnuczkę:
- Bacio, co robisz? 


- Smażę placuszki do kawy.
- Ładnie pachną te twoje placuszki.
- Prawda, też lubię ten zapach - mówię udając że nie wiem dokąd zmierza moja wnuczka.
- Bacio, zmieniłam zdanie....
- Tak....?
- Zjem te placuszki i nałóż mi dużo, to troszkę zjem.
 Już nie bawię się w to udawanie, że apetytu dziecka nikt nie oszuka. Jak zna się malucha i jego gusty, to może się zapierać, że nie będzie jadł bo cierpi, a zapach i kolory zawsze zrobią swoje.
- Trzy placuszki będzie dobrze?
- Cztery! - profilaktycznie zabezpiecza się moja wnuczka.
A po chwili dostaję wylizany talerz z uśmiechniętą buzią nad nim:
- Rosół babcio też zjem, tylko gotuj powoli! - Takim to niejadkiem jest moja wnuczka ukochana.

Brak komentarzy: