19 lipca 2016

West Runton

Wreszcie zdecydowałam się sprawdzić dlaczego piecze mnie noga.... Słońce pomimo opuszczonych do połowy rolet rzuca ostrymi jak brzytwa promieniami po łóżku i miałam nadzieję, że to na nie zwalę to pieczenie, ale nie udało się. Moje kolana pod gaciowymi spodniami przypominają raka po wrzątku i wchłaniają olej kokosowy jak gąbka. Jakiś czas temu odkryłam zbawienne właściwości oleju kokosowego i teraz właściwie kupuję słoik od czasu do czasu i traktuję jak krem na wszystko. Czyli idealne nawilżenie po kąpieli, idealny krem na wysuszoną skórę. Nic tak dobrze nie nawilża mojej nadwrażliwej i podatnej do przesuszeń skóry, a mam nie najgorszy arsenał po radioterapii. Nadal numerem jeden jest olej kokosowy tłoczony na zimno i dzięki temu cudownie pachnący kokosem.
Ale nie o tym miałam pisać.... Leżę z laptopem na brzuchu, bo nawet stolika nie chce mi się wyciągać i delektuję się dzisiejszym dniem z dziewczynami i jednym chłopakiem. Dziewczyny zgadały się na wypad nad morze i wybrały jedną z moich ulubionych plaży, czyli West Runton, gdzie odpływ i przypływ jest dość gwałtowny i widowiskowy. Jest kilka takich ulubionych przeze mnie plaży, ale ta zwłaszcza wiosną i latem odsłania piękno morza, a moje dziewczyny uwielbiają je podpatrywać i czasem siedzą nad krewetkami, krabami i szukają różnic gatunkowych, czy osobniczych. Ale dzisiaj była z nami Monika i Ashley, a do tego pogoda dopisała tak, że trudno było wyjść z wody. Nawet mnie, która od lat nie pływała w morzu tak zaimponowało ciepłe morze północne, że z wielką przyjemnością popływałam w wyjątkowo ciepłym morzu. Kiedy to ja ostatni raz pływałam w morzu? To chyba było bardzo dawno, bo nie potrafię sobie przypomnieć. Aż zamarzyła mi się pianka z ABC i spojrzenie jak to wygląda w głębinie.... Może....
Na razie próbuję dojść do siebie popijając napój imbirowy z miodem i miętą z plasterkami cytryny i jestem gotowa na powtórkę za tydzień. Tylko chyba dzika plaża z fokami gdzie odpływ nie jest aż tak widoczny ale ...... O tym za tydzień, a jutro rodzinny piknik z dziećmi przed zakończeniem roku i od czwartku wakacje. Prognoza pogody mówi, że trochę lata będzie jeszcze, ale co będzie przyjmiemy z dobrodziejstwem inwentarza.... bo deszcz po takim dniu byłby też przyjemny.

Ale deszczu nie było, okłady z mrożonek w ręczniku dały  pożądany skutek i dzisiaj siedzę na patio z nogami w wodzie, bo do basenu w tym słońcu ani iść, ani tym bardziej w nim siedzieć... Jeszcze tylko słówko w temacie Semilaca. Kilka dni mam pazurki mocno eksploatowane piaskiem na plaży, bo babki z wnuczką trzeba robić, słoną wodą i kuchennymi pracami a na dokładkę ubabrałam je sobie klejem przy przyklejaniu kwiatków do kartki i ... nic, nadal wyglądają ślicznie. Teraz nie mogę doczekać się, aż będę testowała kolejny kolor, a kusi mnie zamówienie kolejnych kolorów i topów...



Brak komentarzy: