5 stycznia 2022

Kuchenne podsumowanie kilku dni z nosem w książkach.

 Ostatni dzień ferii najmłodszej, więc nie ma że boli. Czas podjechać do szkoły i zrobić test na obecność covida. Dlaczego w szkole, a nie w domu, skoro każdy dzieciak ma zestaw do testów? No cóż, antycovidowców na świecie nadal dużo, a pomysłowość w tej i nie tylko w tej grupie dotyka pomysłów rodem z absurdów przedmieść wielkich aglomeracji. Kto widział, ten wie co mam na myśli, kto nie widział, nic nie traci. Najważniejsze, że młoda pojechała z dziadkiem na testy a ja mam trochę czasu na pisanie.


Może zacznę od mojej chęci smakowania wędlin długo dojrzewających i braku w sklepie wędzonego boczku nie parzonego. Nie zostało nic innego jak sięgnąć do wiedzy zawartej nie tylko w książkach, ale i w internetach i tym sposobem mam pierwszą wersję lekko nieudanego acz smacznego schabu wędzonego na zimno i dość udaną pierwszą wersję boczku wędzonego na zimno. Ostatnie polowania na łososia zaliczam do nieudanych, bo nadal nie mam płatów łososia zasolonych do zimnego wędzenia, ale spoko, nawet jak wróci do swojej ceny, to nie odpuszczę i uwędzimy chociaż jeden płat na zimno do kanapek i białego serka. Już mam ślinotok, więc zmiana tematu.  

Oczywiście na taki około jedzeniowy, bo kupiłam kilka książek kulinarnych i powiem, że z czystym sumieniem mogę je polecić miłośnikom eksperymentów kuchennych. Ponieważ moja wnuczka tkwi głęboko w 
kulturze japońskiej i jest jej dość wierna od kilku już lat, to musiałam kupić coś o kuchni japońskiej i żeby było mocno irytujące i prowokujące do poznania, to po polsku. Kolejna książka to Kuchnia polska PWE, czyli coś jak moja bardzo stara książka kucharska jeszcze po babcinym gotowaniu, która po przejściach została w kilku kawałkach w domu. Trzecia książka papierowa to ostatnio wydana na polskim rynku książka blogerki Pierogi z Kimchi z przyjemnością od dawna przeze mnie oglądanej i ta książka była najtrudniejsza do zdobycia na wyspie. Amazon nie miał, na ebay'u była w cenie bez sensu powyżej 30 funtów z przesyłką, więc zostało polowanie i upolowałam za 16 funtów, a teraz drugi tydzień czekam zaciskając kciuki, że dotrze do soboty. Ale skoro jeszcze nie dotarła to zajmę się tym co dotarło i leży. O biblii Master chef'a już chyba gdzieś pisałam, a że zdobyczna za kilka funtów, to tym cenniejsza w moim zbiorze kuchennych zmagań.  Z niej nauczyłam się trochę elementarnych rzeczy, o których nikt wcześniej mi nie mówił. Zresztą każdą książkę z przepisami kulinarnymi traktuję, jak źródło wiedzy tajemnej o gotowaniu. I już jedno wiem na pewno. Nie ma takiej mocy, żeby umieć wszystko w kuchni i codziennie można dotknąć kolejnej tajemnicy właśnie odkrytej. Jak moje ostatnie odkrycie, że każde mięso warto odstawić na dojrzewanie przed wędzeniem, bo efekt wart tego czasu.


Brak komentarzy: