8 grudnia 2021

Covid-19, dzień 3 i cd

 Kolejny już trzeci dzień z covidem pod dachem. Nadal tylko najmłodsza ma pozytywny test, ale jak na razie przechodzi go spokojnie i bez zawirowań. Nawet do łóżka nie poszła, bo z łóżka źle się gra na komputerze. Babcia podrzuci jedzonko na wzmocnienie, postawi termos z herbatą i jest spoko.
- Babciu jesteś najlepszą babcią na świecie!!! Naleśniki są idealne i pachną!!!

- A mówili, że węch i smak stracisz. - żartuję, bo nie zauważyła że dodałam miodu do nutteli i soku z cytryny do herbaty. Tak tak, to dzisiejsze pokolenie dzieci jest dziwne czasami. Są smaki, których kompletnie nie akceptują i trzeba kombinować. Tak więc kombinuję, żeby w tą dorastającą pannicę jednak przemycić trochę warzyw i owoców. Czasem mi się nawet udaje jak z sosami, które ponoć robię świetne, a są nadal zdrowsze od tych klasycznych.

Malwina oczywiście jeszcze wczoraj pojechała do centrum badań covidowych i na szybko zrobiła test dokładny, żeby móc pojechać normalnie do pracy. Dzisiaj przychodząc z kawą oznajmiła, że już ma wynik i może pracować, tyle, że codziennie musi robić ten test. Covid trochę jej namieszał. bo zamyka pracę w jednej firmie i przechodzi do drugiej, a że jej praca to ludzie wymagający dobrej opieki, więc nie może zostawić tak z biegu firmy i nie oglądają się za siebie ruszyć do przodu. Wszystkie dokumenty muszą trafić do centrali, nowa osoba musi zostać wprowadzona w obowiązki, ale też przedstawiona podopiecznym i ich opiekunom. I dlatego ma taką bandę pozytywnych ludzi obok siebie, którzy potrafią jej wypisać laurkę zamiast klasycznej opinii. Ma też fajną grupę znajomych i przyjaciół na których spokojnie może liczyć. W nowej pracy czekają już na nią i obie strony jak widzę nie mogę się na siebie doczekać. Chyba uda jej się zrealizować projekt z oculusem dla ludzi z demencją. Oculus jest zainteresowany, nowy szef też popiera. Kasa ponoć ma być bo od kwietnia jest nowy budżet. 

- Mamo, jakie rękawiczki? Już są kamizele z sensorami i większym problemem będzie, żeby nie przebodźcować  staruszków
- I tak chciałabym takie rękawiczki .... - rozmarzyłam się - i żeby ten program do nauki języków rozbudowali jak należy, bo to nadal porażka.
- Wiesz młoda, dobrze mi się z tutaj z wami mieszka. Tak spokojnie i bez zawirowań, które tak mnie zawsze irytowały. Każdy dzień potrafił zaskoczyć głupotą i sprowadzić człowieka na ziemię.
- A mówiłam, że będzie Tobie pasowało jak nic. O tatę trochę się obawiałam, ale dobrze sobie radzi. 
- To prawda i wiesz że co chwilę słyszę, że nam nie wierzył, kiedy mówiłyśmy, że normalność w Polsce jest możliwa, choć nikt jej nie chce, ale poza Polską można jej zaznać bez większych trudności.
No i pojechała do Londynu, a w przyszłym tygodniu chyba będzie oddawać auto i resztę bałaganu i ahoj przygodo, do nowej pracy. Będzie 15 minut dojazdu, będzie nowy zespół z kilkoma osobami, które chcą iść do przodu. Czasem zazdroszczę jej, że żyje tutaj i tutaj przechodzi proces edukacji, wychowania dziecka w zupełnie innych warunkach. A z drugiej strony cieszę się, że teraz już będą żyć w normalności. Taki przykład, wczoraj robiła wieńce na drzwi, bo już nasza ulica ubiera się w świąteczne klimaty. Tak bez zadęcia, trochę światełek, trochę ozdób świątecznych. Bogaciej szaleją dziadkowie dla wnuków. Mamy bardzo poukładanego sąsiada. Wspaniały człowiek, ale ma słabość do czystości i geometrii. Ale od kiedy ma wnuki to jego dom na wszystkie święta jest ubierany bardzo gustownie i wzorcowo. Co prawda, zawsze wiem, kiedy przyjadą wnuki, bo nawet zabawki na trawniku są rozrzucone w geometryczny wzór. Bardzo go lubimy, a on uwielbia nasze pszczoły i nawet jak są z nimi problemy jest pierwszą osobą, która chce pomóc pozałatwiać wszystko jak należy. 
Jednak naszym pierwszym i ulubionym sąsiadem jest Eryk i Melania. Tak ciepłych ludzi rzadko się spotyka, kiedyś o Eryku pisałam, że wycenił wymianę podłogi na funta plus koszt wykładziny, bo 'dziecko jakby co, my przeszliśmy przez raka i możesz na nas liczyć'. ile razy się widzimy, to machamy do siebie, a Malwina co roku stara się zrobić dla nich też wieniec na drzwi. Po prostu lubimy ten angielski dystans bez zajmowania się życiem sąsiadów, ale z tym wesołym wsparciem i szczerością. To już osiem lat naszej koegzystencji, więc pozwalam sobie na drobną ocenę.
Jest nam razem bardzo dobrze pod jednym dachem. Co prawda nie mam pojęcia jakim cudem, ale jest i już.
Update:
Piąty dzień bez zmian.
Siódmy dzień. Niedziela. Wszyscy poddani testom i cholera covid opuścił nasz dom bezszelestnie. Najmłodsza będzie miała jeszcze test na przeciwciała. I pewnie po 12tych urodzinach zaszczepi się pierwszą dawką. 
Nadal jesteśmy ostrożni, bo nowa wersja jest mniej przyjemna, chociaż spokojnie podchodzimy do rzeczywistości, bo mamy niewielką szansę, że nas omicron odwiedzi. Życzę wszystkim takiego spokojnego przebrnięcia przez covid-19. 

 


  

Brak komentarzy: