20 grudnia 2021

Coraz bliżej Wigilii.

 Ostatnio mam wstręt do pisania. To o czym chciałabym napisać, nie nadaje się do dzielenia ze światem bo jedni powiedzą, że nie jestem patriotką, a drudzy, że poszłam na łatwiznę wyjeżdżając z kraju. Ilu ludzi, tyle pomysłów co powinnam, jak powinnam i dlaczego powinnam. A ja już jakiś czas mam mocno wyrąbane na to co powinnam, jak powinnam i co w jest w zakresie moich obowiązków. Robię tylko to co chcę robić, w ilości takiej jakiej ja chcę robić i dla tych dla których uważam, że warto. Jak sięgam pamięcią, za wszystkie swoje decyzje ponosiłam odpowiedzialność w całości. Nigdy się od niej nie migałam, więc nie czuję ani grama potrzeby brać zdanie innych pod uwagę. Czasem jednak słucham lub czytam, co mają do powiedzenia i robię swoje.
Np taka pierdoła jak ta ostatnia, bo jak ja śmiem pisać dobrze o Anglikach? Ponieważ w tym kraju czuję się lepiej niż w tej naszej kochanej ojczyźnie, w której każdy dzień witał mnie stresem, co znowu wyskoczy. Co genialnego zafunduje mi rząd. Ale starczy, Dziś popierdalałam w kuchni jak mały samochodzik. Bo też zachciało mi się wziąć mięso do wędzenia... Na szczęście dzisiaj została mi wołowina, którą wzięłam do wędzenia na zimno po długim dojrzewaniu. Oczywiście przepis z YouTube od dobrego specjalisty prosto z Polski. 


Wszystko dokładnie przygotowane, odmierzone i mam dwa kawałki wołowiny zamknięte w próżni do 12 stycznia, a później cd wg filmu. 
A poza tym usmażyłam łososia i cała moja szacowna babska część rodziny przejedzona ciastem wypięła się na obiad, więc łososia zamknęłam w słoiku, między robieniem zakwasu na prawdziwy barszcz a podgrzewaniem bigosu. 


A teraz znikam do angielskiego i do łóżka z Wiedźminem na Netflixie, bo zaczynam się wciągać w oglądanie....

PS. Moje ulubione kolędy na ten świąteczny czas:






Brak komentarzy: