Dezynfekcja rąk na wejściu do domu, maseczka przed każdym wejściem do pomieszczenia zamkniętego, dezynfekcja rąk na wejściu do auta ze sklepu. No i oczywiście szczepimy się z decyzji wspólnej. Dlaczego to wszystko? Ponieważ znając trochę historię świata, wiemy, że z pewnymi wirusami mogą sobie poradzić tylko masowe szczepienia i każdy średnio ogarnięty człowiek o tym dobrze wie. A więc co z profesorami, którzy przystępują do spisków i nie mają grama wstydu opowiadając o teoriach spiskowych nie mających żadnych dowodów a jedynie domysły i plotki przekazywane z ust do ust? Hmmm trudno jednoznacznie powiedzieć dlaczego nie rozumieją nauki, postępu i tego, że zespoły pracujące naukowo na świecie, nie mają czasu na takie publiczne występy w mediach społecznościowych. Wspomnę tylko tu o jednym moim kochanym profesorze. Mnóstwo publikacji, czyta się go z namaszczeniem i ucieszyłam się na pakiet wykładów z nim. Pierwszy wykład i euforia, super wykład, kapitalne odpowiedzi na problemowe pytania i nadzieja na kolejne wykłady. Jednak trzeci wykład to już był zgrzyt mocny, bo skakanie po tematach, bo zdenerwowanie bez powodu, złośliwe docinki. Kolejny wykład zapominanie i nie kompletnie nie trzymanie się planu, a wykład schodził na niebezpieczne wpadki, które groziły śmiesznością. Poszliśmy do opiekuna roku z prośbą o zajęcie się problemem i wymianą naszego profesora na kogoś z jego zespołu, dla jego własnego dobra. Dostaliśmy doktoranta i wszystko wróciło na właściwe tory. Dlaczego podaję ten przykład? Odchodzenie z najwyższych stanowisk bywa trudne, bo człowiek, który całe życie poświęcił nauce i nagle pamięć go zaczyna zawodzić czuje dużo większą frustrację niż zwykły zjadacz chleba. A czasem brakuje obok niego, kogoś, kto potrafi we właściwy dla niego sposób pomóc mu tu i teraz. Pewnie dlatego mamy taki wysyp profesorów bredzących publicznie takie rzeczy, że trudno uwierzyć w tytuł czy poziom uczelni, która zatrudnia profesora i chwali się poziomem uczelni. Brak systemowych rozwiązań, co robić spuszcza polskie uczelnie na cieniutkie miejsca w ocenie poziomu wykształcenia, ale to temat na zupełnie inny czas. Może wcale, bo po co?
No więc wracając do meritum, zaszczepiłam się w pierwszym wolnym terminie z grupy wysokiego ryzyka i po 6 tygodniach powtórzyłam szczepienie, a wczoraj utrwaliłam odporność szczepionką przypominającą. Dzisiaj mogę wołać: auć auć, tylko nie w szczepionkę i cieszyć się z gwarancji, że przeżyję ewentualne zarażenie. Kiedy świat pokona tego wirusa? Nie mam pojęcia i patrząc na ludzi, którzy negują jego groźne skutki, śmiem zakładać, że to jeszcze potrwa kilka lat. Dlaczego? Chociażby dlatego, że przy ospie dopiero na poziomie 96% zaszczepionej populacji ospa w wersji śmiertelnej odeszła w niebyt. Kiedy odpuszczono obowiązkowe szczepienia i poziom zaszczepionych zmalał do 94%, zaczęły się przypadki śmierci na ospę. Druga przyczyna, to brak edukacji o wirusach i ich działaniu na człowieka. Poziom bagatelizowania i unikania mówienia prawdy w całości tworzy coraz więcej grup przestraszonych ludzi, bojących się bardziej szczepienia, niż zarażenia covidem i ruletki ze śmiercią. No ale brutalnie mówiąc, wirusy mają to do siebie, że atakują najsłabsze jednostki, czyli te niezaszczepione na równi z tymi z grup wysokiego ryzyka, czyli nas staruszków. Trzymajmy się więc rozumu i decydujmy najmądrzej jak potrafimy.
Tu informacje o szczepionkach.
A tu informacje o skuteczności szczepionek.
Oba linki po angielsku, ale pod prawym przyciskiem masz zapewne tłumacza ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz