No dobra, z powodu, że nie mam pomysłu na szybkie dorzucanie zdjęć do bloga będzie jeszcze jeden wpis. Ten dzisiejszy będzie o maseczkach, szczepieniach i moim osobistym stosunku do pandemii i tego co z nią związane blisko mnie.
Przede wszystkim jesteśmy zaszczepieni wszyscy pierwszą dawką, a mąż i córka już po drugiej dawce i lada moment będą mieli tą właściwą odporność. I teraz tak, oni zaszczepieni w pierwszej kolejności Pfizer'em, a ja trochę po nich AstraZeneca. Szczepienia robione w przychodni, oni w szpitalu. Żadnych powikłań u żadnego z nas. Żadnych objawów ubocznych, poza chęcią zawinięcia się w koc i pospania żeby szczepionka spokojnie się rozlazła po duszy i ciele. Moje drugie szczepienie przypada na połowę maja i na wakacje będę miała już sensowną odporność i zdjęty z pleców strach przed szpitalem i lekarzach, z którymi nie można się normalnie zobaczyć. Chyba należę do tych co potrafią sobie wyobrazić praktyczną stronę zachowania bezpieczeństwa obu stron i szczerze powiedziawszy, nieźle się bałam, kiedy
zachorowania dzienne przekroczyły 25 tysięcy, a nasz największy szpital zaczął się zapełniać pacjentami z okolic Londynu. Dziś możemy chyba powiedzieć, że powoli dopływamy do brzegu zwanego normalnością. Dzieciaki już od jakiegoś czasu chodzą normalnie do szkoły, Malwina jeździ jak dawniej, chociaż nadal na wejściu zakłada maseczkę i dezynfekuje ręce. Ja już normalnie jeżdżę do sklepu i zachowuję te same zasady już spokojniej. W okolicy nie mamy nowych ognisk zachorowań, ludzie wszędzie zachowują dystans. Nawet ostatni wypad dziewczyn do wesołego miasteczka był dobrze zabezpieczony, a przynajmniej nie trafił ich wirus.
Chwila normalności bardzo im się należała. Dzisiaj przeczytałam coś o zdawaniu egzaminów w maseczkach i .... powiem o zdawanych u nas w domu egzaminach w dobie lockdown. Zresztą właśnie tak będzie zdawany ostatni egzamin. Dwie kamery, jedna na osobę, druga na klawiaturę wg wytycznych i ekran wspólny z egzaminatorem. Czyli egzamin bez maseczki, ale online i w całości nagrywany. Jeden egzaminujący i oczywiście ocena po sprawdzeniu przez kolejnego egzaminującego z innego fyrtla. Chyba dlatego egzaminy są po prostu z wiedzy, a nie z widzimisię za siłę sugestii.
Nie oceniam poziomów edukacji w poszczególnych krajach, bo to zawsze będzie subiektywna ocena. Oceniam zaledwie systemy tworzone przez tych uczniów wypuszczonych z systemu edukacji i ich skuteczność w tworzeniu dobrze działającego państwa. I w tym miejscu skończę moje dywagowanie, bo widzę, jak dziewczyny siedzą nad książkami, ale też widzę jak lubią te wyzwania edukacyjne i gdzie one je prowadzą. Czyli bez maseczki też się da.....
Tylko dlaczego łapią za brak maseczki na ulicy to nie za bardzo rozumiem.... Tu powinno działać prawo dystansu. Dwa metry i nawet z sąsiadami można pogadać bez konsekwencji. Maseczka na okrągło i te gonitwy za ludźmi to jakiś chory absurd.
Kwestia szpitala, kiedy masz problemy no to oczywiście test jest pierwszy. Każdy może go wykonać za free i każdy dla bezpieczeństwa bliskich nie widzi w testach problemu. Moi robią je dwa razy w tygodniu i nawet z oddawaniem krwi mąż nie ma żadnych problemów a wprost ciągłe podziękowania, że oddaje krew w tych trudnych dla szpitali czasach.
Ja mam utrudnienie z lekarzem, bo nie można iść na wizytę z tłumaczem, ale można rozwiązać to przez tłumacza przez telefon. To akurat nie moja bajka, więc najpierw dokończę jednego specjalistę, a wydaje mi się, że lada dzień i ten problem odejdzie w niepamięć. Do pozostałych specjalistów dostajesz się już bez problemu. Personel medyczny jest zaszczepiony, więc po prostu jesteś przepytany dokładnie, a jak są jakieś wątpliwości, to test je rozwiązuje. No i ostatnie obostrzenie to odwiedziny w domach. Ale to akurat mi kompletnie nie przeszkadza. Nie lubię spotykać się w domach, a na mieście nie ma tego problemu. Można już nawet na zakupy się umówić i jest spoko.
Żródła:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz