27 września 2019

***

Leniwy dzień z temperaturą na poziomie końca lata. Wczoraj cały dzień przesiedziałam nad angielskim, trochę przypominania, trochę nowych tematów. Bo jakby nie było za niedługo, kolejny rok planowej nauki w szkole. Za dwa dni idę do szkółki dopełnić formalności z papierami, a po pozbyciu się kasy spotkanie z moimi dziewczynkami ze szkoły. Posiedzimy na ogrodzie, pogadamy .... po angielsku na naszym wspólnym poziomie... Jakby nie było tylko nasi Bułgarzy mają w grupie swoich. Reszta po pojedyncze "egzemplarze" z całego świata. Ale już wszystkie formalności załatwione i pierwsze zajęcia 10 września, więc jeszcze trochę wolnego czasu mam. Za kilka dni nasza najmłodsza wraca do szkoły, więc czasu będzie jeszcze więcej.
.................................
No i znowu czasu było za mało na dokończenie notki. Ale może dzisiaj się uda.... Omijam politykę na blogu jak tylko mogę i słowo że będzie politycznie. Moją opinie o polityce w Polsce kto ma znać, ten zna. A reszta nie musi i tak zostanie. Ale ponieważ mieszkam już szósty rok w Anglii, tu przeszłam mojego raka, tu jestem pod stałą kontrolą medyczną, no to wystarczy, że wejdę na polskie strony poczytać o raku, albo otworzę facebook'a i nóż w kieszeni mi się otwiera, a ostatnio zastanawiam się, czy nie naostrzyć siekiery na to co się dzieje w tematach zdrowia...... Zapalnikiem dzisiaj był list ze szpitala, że na koniec października mam zjawić się w szpitalu na CT skan, a jeszcze w lipcu dostałam termin kontrolnej wizyty u mojego lekarza z tym skanem. Już za radą lekarza zapomniałam o raku, ale wizyty i kontrolne badania traktuję bardzo poważnie. Muszę jeszcze trochę pożyć, a żeby żyć, trzeba pilnować i nie pozwolić na nic co może skończyć się jakimiś powikłaniami i problemami.
No ale nie to jest istotą, każdy taki list wpisuję w kalendarz naszego teamu i zapominam, aż nadchodzi czas. Tym razem wpisałam i rzuciłam kartkę na stół. Po raz pierwszy moje chłopisko wzięło ten list i miałam ubaw patrząc na jego coraz bardziej opadającą z wrażenia szczękę:
 - Ty masz tu napisane od doktora, że zamówił tłumacza na scan, i opisane wszystko co dotyczy badania na 3 stronach sama kwintesencja.
- Zawsze tak jest....
- No ale masz nawet co masz zrobić przed wizytą, gdzie masz parking i do diabła, nawet to jak masz się ubrać.....
- No pewno, bo to ma trwać najkrócej jak się da. Pacjenci są w różnym stanie i wieku, więc jak ja się uwinę, to technicy mają więcej czasu na starszych i to płynnie się odbywa. Poza tym muszę się napić dużo przed badaniem, bo nawodnienie ma znaczenie dla wypłukiwania kontrastu, a tym samym na samopoczucie po badaniu. To wszystko jest zawsze opisane. Dlatego szpital zaliczamy tak szybko, że często nawet parking mamy za darmo, bo 30 minut jest free.
"Karp" na twarzy męża jeszcze długo wisiał....
Później otwieram komputer i czytam co robią ludziom chorym na raka w Polsce i ..... nie potrafię szanować polityków w moim kraju... Po prostu się nie da.... Mam problem jak traktować tych, którzy głosują na obecnie rządzących.... Bo co mam powiedzieć o człowieku, który wiedząc że służba zdrowia poległa (ostatni dobrzy lekarze młodego pokolenia wyjeżdżają z kraju, żeby nie zostać zmielonymi przez system) edukacja schodzi na poziom 'mniej niż zero', a nauczycieli traktuje się na równi z panią z biedronki na kasie, w zarobkach. Nie, nie. nie.... to nie ma nic wspólnego z demokracją. I żeby było jasne, nie uważam, że jakakolwiek wcześniejsza władza nie przyłożyła łapy do tego co stało się w ostatniej kadencji, ale to co jest obecnie, to już koniec demokracji i kto tego nie widzi, to jest biedny....
No i starczy tego na dzisiaj. Słońce wyszło zza chmur, ja mam do zrobienia obiad i przyprowadzenie dziecka ze szkoły, więc zabieram się za sensowniejsze sprawy niż politykowanie. Jutro może o Borysie albo Trumpie? No nie, tego nawet koza nie strawi ;))) Chociaż rano obejrzałam reakcję Anglików na wczorajszą debatę w parlamencie i popisy Borysa i miło posłuchać ludzi, którzy rozumieją, co to jest demokracja i jak ona działa.