
Najwyższy czas zabrać się za pisanie. Są dwie sytuacje, kiedy mam ochoty pisać. Pierwsza to kiedy coś się tak pieprzy, że po prostu nie ma nic pozytywnego do napisania, a człowiek zastanawia się, jak to będzie jutro. I druga, kiedy życie tak przyspiesza, tyle się dzieje, że po napisaniu pierwszego zdania, biegnie się do kolejnych spraw i zapomina, że trzeba trochę pospisywać to co się dzieje, chociażby po to żeby po latach umiejscowić pewne zdarzenia na linii czasu.No ale ponieważ 3 dni temu zachciało mi się gardening'u, czyli ogródkowych prac w czasie drobnego deszczyku i teraz za to płacę leżeniem plackiem, to chociaż spiszę co jeszcze pamiętam.
Przede wszystkim od poniedziałku mamy z Dominiką ferie. Takie z nasz szczęściary chodzące do szkoły. Znaczy ona chodzi codziennie na 6 godzin, a ja raz w tygodniu na 3 godziny, ale mamy już sporo wspólnych tematów szkolnych. Ja jej podpowiadam polskie metody na matematykę, a ona mi pomaga z angielskim i mamy pakt wnuczka babcia super silny. Do tego jeszcze Dominika jest moją asystentką na zajęciach craftowych w polskim centrum i znowu bardzo polubiła craft. No ale zajęcia rozwijają się powoli i zobaczymy co z tego wyniknie. Na razie próbujemy z wiarą w powodzenie. Oczywiście nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy nie miały planu B i C, tak na wszelki wypadek.A na co dzień jest ogród. Czyli ja mam swój kąt do filcowania, wreszcie z całym wyposażeniem i chęciami do działania. Malwina ma swój ul z pszczołami i oczywiście szklarnię, w której rośnie cały orientalny świat roślin, bo na globalne ocieplenie też już jesteśmy gotowi. Ale na razie cieszymy się spokojem i normalnością, która w tym miejscu jest wybitnie przyjazna naszym duszom.


