14 marca 2019

Około onkologicznie, ale bez strachu.

Dzisiaj będzie trochę piaskiem w oczy naszej służby zdrowia.... Do porannej kawy listonosz przyniósł mi list w białej kopercie z napisem private. Zawsze mam ten dreszcz przy otwieraniu takich kopert, bo .... może o czymś zapomniałam, może czegoś nie zauważyłam i nieświadomie nabroiłam. Dość powiedzieć, że nie potrafię się nauczyć od dziecka, że nikt tu nikogo nie chce skrzywdzić, więc mam się wyciszyć. Obawa zostaje.... No ale otwieram kopertę, a w niej zaproszenie na scana przed wizytą u lekarza. Co prawda w listopadzie lekarz mówił, że wyśle mnie w przyszłym roku na scan żebyśmy się nie zastanawiali, czy wszystko ok, tylko mieli pewność, ale myślałam o końcu roku, a nie kolejnej wizycie. No ale jak to mówią, mój lekarz wie co robi, dlaczego robi i że nie lubi niczego przegapić, bo pacjent to najważniejsza osoba w tym całym bałaganie. Bardzo lubię mojego lekarza i mam do niego 200% zaufania w temacie raka. No ale wracam do listu z zaproszeniem na scan.... Malwina spojrzała na list, w kalendarz i zaklęła siarczyście.... Środa jest tym dniem kiedy to ja pomagam mojej córce. Ona wyjeżdża często z domu przed szkołą, a wraca bliżej osiemnastej niż piętnastej. No więc ten dzień i skan w południe w żaden sposób nie pasują nam. No to telefon do szpitala pod nr kontaktowy i bez problemu zmiana o dzień. Ufff kocham mój szpital, nie jestem szczęśliwym człowiekiem z powodu raka, ale jestem szczęśliwa z powodu procedur, którymi jestem otoczona. Miałam w tym wszystkim dużo szczęścia....
No ale najważniejsze, że jest dobrze, że daję radę dostosować się do tego wszystkiego i nawet czuję się w tym dobrze. Może nie zawsze komfortowo, ale na tyle dobrze, że cieszę się życiem na ile to tylko możliwe.Jedyne co mnie w tym roku mocno wkurzało, to ilość grypowych epizodów. Ale jak to mówi moje dziecko, na odporność trzeba popracować dłużej niż dwa sezony...