27 października 2018

Homework.

Dzisiaj będzie o odrabianiu prac domowych czyli o sławetnych angielskich Homework, czyli pracach weekendowych do domu. Ponieważ obie z Dominiką chodzimy do szkoły, to mamy sporo wspólnych tematów około szkolnych. Ona oczywiście ma lekcje codziennie od 8:45 do 15:15 teoretycznie, a ja zaledwie trzy godziny w jednym dniu tygodnia ciurkiem i trochę zadane, więc przeważnie do homework'a siadamy razem w sobotę. Ale dlaczego o tym w ogóle zaczęłam. Dzisiaj przeczytałam o kolejnym polskim absurdzie, gdzie rodzice będą mogli pociągnąć nauczyciela do odpowiedzialności a dwóję z pracy domowej. No i znowu mam potwornie mieszane uczucia co do tego pomysłu i nie chcę być źle zrozumiana, ale znowu moim skromnym zdaniem prawda leży gdzieś po środku.
Najpierw przypowiastka, z moją córką miałam na okrągło mniejsze czy większe wojenki o prace domowe (szkoła w Polsce i to nie jedna) Nieźle się namęczyłam, na negocjowałam z nauczycielami żeby ona faktycznie pracowała po szkole ucząc się i uzupełniając, utrwalając to co w szkole uczono. Efekt był raczej mierny, bo moja córka to indywidualistka do granic wyobrażenia, czyli tzn wredny bachor, który wszystkim dał swego czasu w kość, a ja stałam na pierwszej linii ognia i .... nie zginęłam w jej drodze do matury. A na maturze, najwyżej z polskiego, ledwie z angielskiego bo nie będę zdawała z żadnego niemieckiego, mamo! ta idiotka powiedziała, że mnie uwali i nie próbuj jej bronić.... Tak, nauczyciele czasem powiedzą o jedno zbędne słowo za dużo i ... zdała nędznie, ale zdała. Historię zdała całkiem dobrze i już nie przypominam sobie czy coś tam więcej zdawała. Najważniejsze, że zdała maturę i mogłam ciupek odpocząć. Prace domowe przez cały okres edukacji to byłą zmora jej i moja. Jej bo "nuda i głupie", a moja, bo wspaniała szkoła nie miała żadnego systemu współpracy z rodzicami w wypadku mojej córki. Każdy z jej nauczycieli był świetny w narzekaniu i potwornie marny w pomysłach, jak zapanować nad uczniem. Absurdem był tekst: bo wy nie macie pojęcia co oni robią na lekcji! Mam czas mogę przyjść i popatrzeć? - pytam spokojnie. - Chyba pani zwariowała!!! Będę pełna litości i nie powiem kogo cytuję, ale tych genialnych nauczycieli trochę poznałam. Na szczęście znam też trochę fantastycznych i co najbardziej mnie boli, oni po latach walki O ucznia i jego edukację, nie mają najmniejszej ochoty startować na dyrektora w obecnej polskiej szkole.
No dobra, wracam do dnia dzisiejszego. Moja wnuczka nie byłaby sobą, gdyby mimo ogólnie bardzo dobrych wyników w szkole nie kombinowała, jak nie odrabiać prac domowych. Właściwie po drugiej takiej nieodrobionej pracy córka wybrała się do nauczyciela i co usłyszała?
- Nie odrabia lekcji? Proszę z tym nie walczyć, pozwólmy jej przesiedzieć kilka przerw w sali nauki i pomyśleć. Ja z nią też popracuję w szkole i zobaczymy ile nam to zajmie czasu.
Przypominam, że homework jest tylko raz w tygodniu, jest to jedna lub kilka kartek z zadaniami do wykonania, przeważnie utrwalenie tego co w szkole, czasem jakieś wypracowanie, czy prezentacja. Zabiera to w wypadku 8 latka około godziny, czasem trochę więcej. Więc nie ma codziennej sterty prac domowych, większość zadań jest na myślenie i konsekwentne bezbłędne działanie. Powiem szczerze, że jestem coraz bliższa powiedzenia, że ten system ma sens, nie powiem tylko dlatego, że mam problem ze zrozumieniem angielskich nastolatków, no ale chodzi głównie o zbyt opiekuńczy system benefitów dla tych, którym się nie chce i potrafią świetnie poruszać się po tym systemie a dzieci.... tego uczą się najlepiej.... Więc bez zadęcia, ale wracamy do próby omijania homework's. Nie było łatwo po tekście, nie chce mi się, jestem zmęczona, nie teraz itd powiedzieć, że dobrze, rozumiem, to Twój dziecko wybór. Ale byłyśmy dość wiarygodne. Po trzecim tygodniu, zostaliśmy jak jeden mąż w domu nazwani niedobrą rodziną, bo nie przypominamy o homework i musiała odrabiać w przerwę w szkole. Kolejny tydzień, zostaliśmy poproszeni, żebyśmy przypominali, a powoli docieramy do miejsca, gdzie sama pamięta, nie robi z tego afery i nawet nie zapomina po odrobieniu pracy domowej od razu włożyć zeszytu do teczki, żeby nie trzeba było babciu robić drugi raz w szkole ;-) Czyli te metody działają, kiedy jest z obu stron wola współpracy dla dobra dzieciaka? Ojejku, co za odkrycie!!!!!!! I kulam się ze śmiechu, bo normalność to stan w którym wreszcie czuję się dobrze.
To jeszcze coś o Homework dla dorosłych. Dostajemy po zajęciach kilka kartek z ćwiczeniami, kilka linków z materiałami do ćwiczeń, dostęp do konta z którego mam dostęp do materiałów nauczycieli z ESOL wszystkich stopni i zero obowiązków żeby się uczyć. Co zauważam? Hmmm przy przyjęciu dostałam kartę moich praw i obowiązków, wszelkich zniżek związanych z przynależnością do tej szkoły i część tłumaczyłam  ręcznie, część poszłam skrótem, czyli zdjęcie i program do czytania, dalej program tłumaczący, bo wiem, że często w tych materiałach są ważne dla ucznia/studenta informacje zostawiające i w kieszeni kasę. Wiedza, to pieniądz i warto o tym pamiętać. Więc w tej książeczce było o frekwencji wymaganej powyżej 85% żeby czuć się przygotowanym do egzaminu przez szkołę. Przy niższej frekwencji szkoła nie bierze odpowiedzialności za proces nauczania. Czujecie nauczyciele? Odpadają Wam z odpowiedzialności wszyscy wagarowicze, to ich problem zdać, nie nauczyciela. Więc chodzenie za nauczycielem wpisane w regulamin ma jak najbardziej sens. Druga sprawa jest taka, że nie pamiętam nauczyciela, który zwraca uwagę uczniowi za brak pracy domowej. Przechodzi, sprawdza i;u zrobiło, czy dobrze, ocenia właściwie kilkoma słowami, Excellent, well done i coś tam jeszcze. Błędy zaznacza, a raczej podkreśla i obok piszę poprawnie. Spokojnie i poza chwaleniem nie słyszałam słowa poniżania ucznia chociaż chodziłam z tyloma grupami i ludźmi mającymi w poważaniu naukę, że byłam pod wrażeniem kultury nauczycieli. Jest sporo sposobów zabezpieczenia nauczyciela, to testy postępu, prace kontrolne zagadnień itd. Efekt ocenię po moim własnym egzaminie w czerwcu. Na razie wracam do ćwiczeń z angielskiego i uczącym polecam dwa miejsca do nauki angielskiego:

Jedno to oczywiście najlepszy słownik angielskiego w sieci (jest wersja papierowa i teraz rozumiem Mandi^ATO i jego namawianie do słownika angielskiego - angielskiego gdzie trzeba tłumaczyć, trzeba poznać przy tłumaczeniu nie tylko jedno znaczenie wyrazu, ale znaczenie tego wyrazu w zdaniach, więc kontekst szerszy. Zresztą sprawdźcie sami:

https://www.oxfordlearnersdictionaries.com/


Drugi link to trochę materiałów do ćwiczeń po zajęciach z nauczycielem:

http://www.englishbanana.com/

Co prawda nie drukujemy wszystkiego jak leci, a zaledwie ćwiczenie nas interesujące. Cenne jest, że do większości ćwiczeń jest klucz.


Dodam jeszcze jedno miejsce, gdzie są prostsze ćwiczenia online:

http://www.bbc.co.uk/skillswise/english


https://elt.oup.com/student/englishfile/?cc=gb&selLanguage=en


Dlaczego wszystko to strony angielskie? Bo od kogo najlepiej uczyć się angielskiego jak nie od Anglika? No właśnie, po etapie, nic nie rozumiem, nie ma nic przyjemniejszego jak etap: zaczynam rozumieć, wyłapuję słowa i czas się nakręcać na kolejne etapy, czego sobie i Wam z całego serca życzę!