17 września 2018

City Collage Norwich

Jutro kolejny dzień w szkole. A ja przygotowana po zęby i tak sobie przypominam jak to mnie córka pierwszy raz zapisała na angielski. Kazali chodzić to chodziłam, a co mi tam, że nie mam pojęcia co do mnie mówi biedna Olga. Niech się gimnastykuje, żebym ja wreszcie zrozumiała o co chodzi. W domu siadała ze mną córka i krok po kroku uczyła mnie podstawowych słów, alfabetu, liczenia, kolorów i literowania własnego imienia i nazwiska. podawania adresu, kodu zamieszkania. I tak krok po kroku zaczynałam łapać jak pozdrowić sąsiadkę, czy sąsiada. Jak zapytać o samopoczucie co jest w dobrym tonie tutaj, jak wymienić pojedyncze zdania o  pogodzie, czy samopoczuciu. Idąc z buta do miasta, literowałam tablice rejestracyjne, utrwalając przy tym cyferki i literki w alfabecie. Na dzisiaj nie boję się odebrać telefonu stacjonarnego i na bezczelnego pobawić się tymi, którzy chcą sprzedać wszystko, ale też spokojnie wyjaśnić, że za słabo znam angielski, żeby zgadzać się na jakieś umowy i po grzecznym sorry, pożyczyć miłego dnia. Już nie wpadam w panikę. Jedno co wiem, to język wymaga systematyczności, nie jest istotne jak dużo czasu na raz poświęcisz na jego naukę, najważniejsze że robisz to często, najlepiej codziennie. Co jest jeszcze istotne? Jak zwykle guru, czyli ktoś kto umie świetnie, znajdzie czas na chociaż krótką rozmowę z wykorzystaniem tego czego się nauczyliśmy i skoryguje te najgrubsze błędy. Ja mam Liz i moją córkę, no i oczywiście nauczyciela w szkole. Ale nie gardzę rozmowami z sąsiadami, w sklepie i zaczepkami pod szkołą. Każda okazja jest cenna. A że ze szkoły dostałam konto szkolne, to dostałam też dostęp do mnóstwa materiałów z zasobów nauczycielskich. I teraz to co bardzo mi się podoba, to wszystkie materiały, które otrzymuję w szkole na zajęciach, mogę pobrać ze strony i wydrukować na drukarkach w szkole czy w domu. Do tego na serwerze szkolnym jest mnóstwo linków do ćwiczeń dodatkowych, do stron z ćwiczeniami, tymi zweryfikowanymi przez nauczycieli i tymi napisanymi przez nauczycieli do wykorzystania przez ambitniejszych, czy tych co mają właśnie więcej czasu. Ogólnie nie mogę złego słowa powiedzieć na szkołę, chociaż i tutaj słyszę utyskiwania na szkołę. Są o zupełnie inne sprawy, ale są. Np nauczyciel spóźnił się na lekcję i elaborat na serwerze. Albo krzywo spojrzał na ucznia, który nie przepada za nauką. Tu akurat powiem, że uczniowie angielscy sporo tracą, nikt ich nie goni do nauki. System ocen jest taki, że wymusza jedynie frekwencję na poziomie powyżej 85%, ale wybitnie operatywni uczniowie potrafią się migać tak, żeby frekwencja nie ucierpiała, a wiedza już niekoniecznie. Więc nie ma idealnego systemu edukacji, co nie zmienia faktu, że dla mnie ten angielski system nauczania jest idealny. I teraz dorzucę kamyczek do ogródka nauczycieli języka. Żaden angielski nauczyciel nie poprawia błędów gramatycznych aż do momentu, kiedy osoba wreszcie daje radę się porozumieć, kalecząc gramatykę, dykcje, akcent i składnie. Wszystko to jest przyjmowane z pełnym zrozumieniem, a celem nauki jest umiejętność porozumienia się. Oczywiście jest miejsce na gramatykę, na budowę zdań, na zasób słów itd, ale osiągnięcie tego celu jest mniej istotne niż umiejętność przekazania informacji i zwykłe dogadanie się na poziomie Kali jeść, iść, pracować, oglądać i lubić uczyć. Dopiero później następuje szlifowanie języka, kiedy jest już co szlifować.  Dlatego nadal kaleczę język mocno i słyszę, że to nieważne, bo robię postępy, ale chodzę w słuchawkach i rozumiem z tego co słyszę coraz więcej. Reszta ma przyjść we właściwym czasie. Więc powiem tyle, że jak próbujecie mówić w nowym języku i lektor co chwila was poprawia, co strasznie irytuje i dołuje, to zastanówcie się, czy nie warto poszukać lepszego lektora. Ja w pewnym momencie najbardziej lubiłam anglików i programy z nauką angielskiego na komórkę. A i jeszcze karty do nauki słówek, zwrotów i zdań. Późno doceniłam angielski, ale co tam, lepiej późno, niż wcale i tej wersji będę się trzymała.