8 marca 2018

Stary rumpel, a cieszy.

Od momentu kiedy zdecydowałam się zmienić auto, Maciek nie ustawał w poszukiwaniach mojej wymarzonej wersji Land Rovera. Miał spełnić kilka warunków:
1. Nie może być w żadnym wypadku różowy, czerwony czy w kolorze tipsów,
2. Ma mieć troje drzwi, pomimo że w trójdrzwiowych autach sięganie po pasy jest gimnastyką co najmniej irytującą, ale wsiada się wygodniej i już,
3. Miał nie być pełnoletni, najlepiej w wieku pyskatym,
4. Miał być znośnie zadbany, czyli taki do wyczyszczenia, wypucowania i nikłych nakładów finansowych do doprowadzenia wnętrza do perfekcji,
5. Ogólnie miał być taki jak to wiesz Maciek jakie auta lubię...... Na szczęście Maciek ma podobne, tyle że dokładniejsze i bardziej precyzyjne wymagania co do aut, więc spokojnie mu w tym temacie mogę zaufać.
No ale wczoraj od rana dowiedziałam się że u notariusza nie da się bez mojej osoby, więc było sporo telefonów i wyjazd do Polski stał się faktem. Mam już zabukowane bilety i mój ostatni wylot do kraju stanie się faktem. Całą resztę da się załatwić na szczęście zdalnie i przez pełnomocników. Obym wróciła cała i zdrowa, bo jeszcze kilka dokumentów trzeba stworzyć na potrzeby chwili.

No ale wracam do wczorajszego dnia. Po południu wpadła Liz, bo do południa czekała na firmę wymieniającą opony. To jest cudne tutaj, że kupujesz oponki do auta na stronie, na stronie za nie płacisz, podajesz adres dla fakturki, albo ją sobie ze strony drukujesz i robisz ptaszka, że chcesz oponki z montażem. Na stronie ustalasz termin wolny dla montażysty i jedynie czasem dajesz kluczyki jak trzeba otworzyć drzwi do auta. Później masz już autko sprawne do jazdy, a czasem dostajesz zniżkę na wjazd do tej samej firmy na ustawienie zbieżności. Uwielbiam angielki sposób działania firm. Sprawnie, szybko i z właściwym skutkiem, oczywiście nie zawsze, nie wszystkie firmy, ale to już obowiązek klienta zadbać o sprawdzenie rekomendacji firm, które chce się zatrudnić.

Wracając do auta, we wtorek Maciek wysłał Malwinie link do ogłoszenia, trudno powiedzieć który to już był link, które auto godne obejrzenia, ale na to miała  spojrzeć i ocenić zdjęcia, opis i ewentualny opisany stan. Po chwili dostałam zdjęcia z pytaniem, czy ten mi się podoba.
Jasne, że mi się podobał, szary elegancki kolor, wnętrze trochę uświnione, ale do szybkiego ogarnięcia, a Maciek podsumował zawartość pod maską i stwierdził, że te pierdoły mi ogarnie i będzie chodził jak ta lala. No ale auto było za Peterborough i trzeba pojechać je obejrzeć. No to po obiedzie dzieciątka moje kochane wsiadły w auto Malwiny i pojechały te drobne ponad 100 mil, czyli ponad 160 km w jedną stronę i w drugą stronę w dwa autka.... No i mam mojego pierwszego Land Rovera z takim samym silniczkiem jak MG na benzynę i czekam na lepszą pogodę, żeby doprowadzić maleństwo do stanu miłego dla oka.
Na razie wygląda mało atrakcyjnie: