7 lutego 2018

Wewnętrzny przymus.

Jeśli ktoś myśli że piszę tutaj z nudów, albo pod publiczkę to się myli. Sama nie wiem dlaczego czasem dopada mnie potrzeba popisania dla samego popisania. Ktoś może powiedzieć, że to grafomania i pewnie będzie miał trochę racji. Mistrzem pióra nie jestem i nigdy nie byłam. Wręcz przeciwnie, wiele lat słyszałam, że lepszy ze mnie matematyk jak polonista. Ja lubię siebie w swej próżności nazywać humanistką. Wtedy nie trzeba być wybitnie dobrym w niczym, byle dużo gadać i często bez sensu. Chociaż z tym bez sensu, to już bliżej polityka narodowego niż humanisty.

O czym dzisiaj napisać? Może o tym co przeczytałam rzuconego w emigrantów:
- Ci Polacy za granicą, to żadni polacy! Oni powinni zamknąć gęby i nie wypowiadać się o Polsce, a właściwie powinni zostać pozbawieni obywatelstwa jak wyjechali z kraju i wtedy będzie dobrze.
Czy mnie to zabolało? Może trochę i na początku. Bo po pierwsze to nie opinia moich przyjaciół Polaków w kraju, których cenię. A po drugie, myślę że trzeba być głupcem mieszkając w Polsce odciąć sobie wszystkich przyjaznych Polaków za granicą. Bo wszystko co czynimy innym może być czynione nam i trudno będzie mieć pretensję z powodu obojętności z obu stron. No ale ja zawsze stawiałam na myślących i mam nadal nadzieję, że myślenie jest nadal mocną stroną naszego narodu, a to co się dzieje, to tylko jakiś chory sen.