23 czerwca 2017

Jest dobrze.

Dzisiaj jest po prostu piękny dzień. Niebo jest co prawda zachmurzone, ale nadal powyżej 20-tu stopni, a to znaczy, że potem się nie zalewam, mogę normalnie pracować, tworzyć i robić wszystko na co mam ochotę. Więc z mężem (to ta sama cholera, która wreszcie pojęła, że albo w teamie współpraca, albo wypad za nawias i .... o dziwo jest wzorcowo). Co prawda już wiem, co było powodem tego całego zgłupczenia, ale niech się jeszcze uleży, okrzepnie a może kiedyś o tym napiszę. Teraz jeszcze nie czas. No więc od rana nasza córka pojechała na drugi koniec Anglii po nową podopieczną, oczywiście w grupie dobrze dobranej. Że to 160 mil w jedną stronę, to pojechało dwóch kierowców i się to moje dziewczę cieszy, bo cały dzień zostawiła staruszkom ;))) Wnuczka zażyczyła sobie, żeby do szkoły odprowadziła ją babcia z dziadkiem, więc nie było zmiłuj i od świtu wszyscy na nogach się krzątali. Najbardziej krzątały się dwa młode koty.... tak się wykrzątały, że salon i biuro błagało o mycie podłóg.... A ponieważ jutro jest grillowanie u nas, no to mieliśmy do wyboru udawać, że nic o tym nie wiemy, albo zabrać się do roboty.
Basen napełniony na świeżo, zakupy zrobione, chata wysprzątana w 70% (została łazienka na górze i sypialnie dziewczynek. Lodówki umyte, piwo zakupione, szyba w moim aucie nie wymieniona, bo specjalista po zamontowaniu szyby stwierdził, że lekko odbija pod wycieraczką, a że tak nie powinno być, to zamówił kolejną szybę i będzie za tydzień. Znaczy za tydzień będzie i szyba i specjalista do wstawienia. Mam nie szaleć, to się nic nie stanie.
Na popołudnie mam do zrobienia bezę, zapeklowanie mięsa, babeczki i lenistwo do nocy.
Ale co najważniejsze to fakt, że po pierwsze znajoma już jest po operacji i wszystko odbyło się wg planu z leciutkim poślizgiem jednego dnia. Jestem dobrej myśli cały czas i myślę, że nam się uda. Nie będzie lekko, ale pożyjemy jeszcze. A kolejny dobry fakt to wystąpienie May tutaj i ogłoszenie publicznie deklaracji dotyczących emigrantów. Z Liz czasem się wkurzałyśmy na Brexit, bo jej syn pracuje w Niemczech, tam ma wymarzoną pracę, rodzinę i brexit uderzył w Liz i jego równie silnie co w nas. Bo nie ma nic gorszego niż niepewność jutra. Na szczęście już wiemy, że będziemy mogli zostać na tych samych zasadach co dotąd i ubiegać się o obywatelstwo. Dzisiaj z Liz odtańczyłyśmy taniec wariata, bo Liz pracuje tylko do końca lipca i przechodzi na emeryturę, więc dostanę w kość z angielskim i nie będzie możliwości nie nauczyć się angielskiego. Myślę, że wrośniemy tutaj spokojnie i tak już zostanie.
No i jeszcze jedno wydarzenie z wczoraj. Dominika dostała się do kolejnej szkoły. Szkoła jest tradycyjna z wysokimi notowaniami. Jedna z lepszych w kraju. Najpierw dzieciaki były w nowej szkole na spotkaniu i nic się od naszej młodej nie dowiedzieliśmy.
- No babcia, może być ta szkoła, zresztą niby do jakiej mam iść, jak ta jest blisko i dobra?
Na szczęście wczoraj było spotkanie z rodzicami w nowej szkole i teraz już wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Ale o tym zrobię oddzielną notatkę, bo ilość papierów, które dostają rodzice włącznie z jadłospisem od września to niezła teczuszka wiedzy. Do tego mnóstwo rozmów z nauczycielami, z dyrektorką i pracownikami szkoły... To musi się uleżeć.

Brak komentarzy: