6 kwietnia 2017

Wiosna, wielkanoc i CT.

No to mamy pierwsze grillowanie za sobą. Koniec marca, na termometrze drugi dzień powyżej 20 stopni i to należało przewidzieć,
- A może grill zamiast obiadu? Co o tym sądzisz mamo? - No i słusznie, przecież mamy wiosnę, mamy ciepło, dzieciaki biegają dziś po boisku w krótkich rękawkach, więc grill to był dobry pomysł.
Ale i tak nastał nowy tydzień a z nim CT scan i co irytujące to wraz ze zbliżaniem dnia skanu coraz więcej obaw, emocji i wszystkiego mało pozytywnego. No ale czy chcemy, czy nie ten dzień nadchodzi i trzeba zebrać się w sobie i zmierzyć z przeznaczeniem, A tak właściwie racjonalnie do tego podchodząc (nie potrafiłam wczoraj być racjonalna) powinnam podejść bardzo spokojnie, bo to tylko zwykłe badanie. Przed którym trzeba co prawda wypić ponad pół litra wody, później przemiła pielęgniarka przepyta o wszystkie choroby, druty, metale i pierdnięcia w całym życiu. Po czym podłączy igiełkę żeby maszyna sobie podała kontrast jak należy i pod kontrolą, a moje zadanie zaczyna się na wciągnięciu powietrza w klatę na życzenie dziewczyn w bazie dowodzenia, wytrzymanie chwili w tym stanie i wypuszczenie powietrza. Po drodze jest dziwne uczucie jakby się człowiek posikał po kostki i na ciepło, ale to tylko mózg płata nam takiego psikusa i po całym okazuje się że nadal mamy sucho w gaciach i bez wstydu możemy iść do toalety oddać już centralnie to całe nachłeptanie się wodą i kontrastem. Teraz już tylko czekanie na wyniki, czyli spotkanie z moim lekarzem prowadzącym. No i co z tego, że czuję się dobrze, że funkcjonuję ciut wolniej ale normalnie, jak dźwięczą mi w uszach słowa tego lekarza z Polski:
- Nie przyzwyczajaj się do myśli, że raka da się wyleczyć. To wraca szybciej niż ci się wydaje.... - Co z tego, że ja wierzę w fakt że jest czystko bo nie mam bóli, wyniki ogólne krwi mam wzorcowe, a reszta wyników ogólnych nie wzbudza żadnych zastrzeżeń... I tak uspokoję się dopiero po wizycie i rozmowie z moim lekarzem. I to też nie tak, że ja jestem niespokojna, że panikuję i ze strachu robię sobie kuku. Nic z tych rzeczy. Nie mam w naturze panikowania i kręcenia bliskimi na użytek własnych lęków. Mam za dobrą rodzinę blisko siebie, a że są dla mnie najważniejsi to najwyżej czasem idę wcześniej spać, żeby stoczyć z samą sobą bój o rozum i rozsądek. I tak codziennie aż do tego jednego ważnego spotkania i słów:




- Oby tak dalej... - wiem, że je usłyszę, wiem że inaczej być nie może, bo.... ale .... na razie wybieram dużo zajęć, żeby zostawało jak najmniej czasu na głupie kombinowanie. Czasem wychodzi lepiej czasem gorzej, ale ponieważ mamy właśnie ferie i wolne od szkoły to będzie dużo łatwiej.
Łatwiej bo czas sprzyja nawet krótkim wyjazdom z domu nad morze, żeby poczuć zapach wiosny, morza, przypływów i przymierzyć się do potraw norfolskich prosto z morza. 

Brak komentarzy: