15 grudnia 2016

Jestem drugi rok zdrowa.

No to jestem zdrowa, znaczy nic nie wskazuje żeby było inaczej, co nie zmienia faktu, że za trzy miesiące czeka mnie pełne badanie krwi i dostanę na dniach zaproszenie na scan. Kolejne badanie 14 kwietnia i wtedy dowiem się, czy wszystkie komórki rakowe zostały wybite, czy coś się gdzieś kluje i trzeba zawalczyć.
Ale zacznę od początku. Dzisiaj na 2 pm miałam zaproszenie na wizytę kontrolną do szpitala. Adrenalina w takie dni jest wyżej, więc przeważnie planujemy jak najwięcej zadań na ten dzień. Dzisiaj nie było inaczej. Najpierw zakupy w Hobbycraft, bo dostałam zamówienie na męski folder wyjazdowy. Dostałam fajny papier Travel w dużym rozmiarze, połączę go z szarym pakowym papierem i powinien wyjść ciekawy vintage, albo skupię się na czarnym tle. Prześpię się z tym i samo się wykluje, co będzie lepsze. Później czas na babskie gifty, więc kupiłyśmy sobie po dwa komplety cudnej w kolorach bielizny i tzn zakupy do żarcia i coś na obiad, żeby zrobić coś na szybko. W międzyczasie Malwina umawiała odbiór paneli do położenia u taty i na korytarzu na piętrze. No i taki sms: 'Jesteś w domu? Właśnie wyjeżdżam po odbiór płyty z sesji.'
- Mamo, zmiana planów, zahaczymy o dom, dam klientce płytę i możemy jechać do szpitala.
- Jasne, nie ma sprawy, mamy jeszcze czas.
Podjeżdżamy pod dom, za chwilę za nami staje autko i klienta odbiera swoją płytę, a my możemy pakować się do szpitala.
W tym całym zamieszaniu jesteśmy na bramce w szpitalu o godzinę przed czasem. Ale to nie problem, klokujemy się na recepcji, więc nasz lekarz wie, że już jesteśmy. Pielęgniarka prowadzi nas do nowej poczekalni. Różowa ściana z napisem nad recepcją Welcome! będzie mnie prześladować i robić dziwne skojarzenia na resztę dnia, no ale siadamy i czekamy, a właściwie siedzimy na fb i gramy w sudoku, bo jakość internetu w szpitalu dla pacjentów poprawiła się znacznie i sieć hula aż miło. Można tutaj spokojnie czekać siedząc na wygodnych kanapach i grając w sieci. To na onkolu lubię najbardziej ;) Punkt 1:55 korytarzem idzie mój kochany pan doktor ze swoim tajemniczym uśmiechem. Czyli nie było szansy na wcześniejsze przyjęcie, bo jesteśmy pierwsze na liście pacjentów dzisiaj. Za chwilę jest pielęgniarka i zaprasza na badanie. Wita się serdecznie, pyta jak samopoczucie, czym dojechałyśmy, coś o pogodzie i świętach. Niby nic istotnego, ale robi się jakoś normalniej. Pan doktor wita nas uśmiechem, pyta o samopoczucie, dolegliwości. Nie mam żadnych więc wymienia listę, tych które mogą zaistnieć i wypytuje jak to u mnie wygląda. No tak, ten mój pęcherz oberwał trochę, ale nie jest źle. Ćwiczę co drugi dzień i daję radę. Jest dobrze, nawet jest bardzo dobrze, co nie zmienia faktu, że robimy przed kolejną wizytą pełne badanie krwi bo tarczyca trochę powiększona, no i zrobimy scan kolejny, żeby wykluczyć nowe ogniska. Rutyny nikt nie pozwoli sobie złamać. Badania muszą zostać odhaczone i niewiele jest możliwości że je ominąć. Kiedy słyszę, że wszystko jest w najlepszym porządku i jestem bardzo dobrym pacjentem to już mogę fruwać. Jeszcze tylko kartka dla mojego doktora z podziękowaniem za drugie święta z moją rodziną, bo gdyby nie on... diagnoza, terapia, cała opieka... Tak, jestem mu wdzięczna za to jak leczy, jak dba, jak odpowiedzialnie podchodzi do badań, jak słucha i jak spokojnie zawsze tłumaczy, co będzie dalej, bez wybiegania daleko w przyszłość, ale też za to, że bierze pod uwagę ile chcę na dzisiaj wiedzieć, a bywa, że nie chcę wiedzieć za daleko w przyszłość, bo i po co?
Wychodzimy ze szpitala w podskokach z głupawką, za parking całe 3 funty, bez taryfy ulgowej, za to recepty free, bo onkologiczne. Teraz do domu, po wnuczkę, a Malwina z Jurkiem po odbiór paneli, a ja z Dominiką. Jakiś obiadek warto byłoby zrobić bo wrócą głodni. Dzisiaj idę na skróty, kurczak do piekarnika, ziemniaki i surówka z kapusty, bo zieloną surówkę robi Malwina i nie pcham się w jej kompetencje. Obiad o szóstej, kawa o siódmej i już można jechać po kolejne panele. Dominika wymyta i czas trochę poleżeć, bo moje plecy odmawiają posłuszeństwa. Jutro ma być spokojniejszy dzień.... No ale wstaję przed ósmą i Dominikę odstawiam do szkoły, bo tak wyszło i po prostu trzeba. Jest szansa że odbierze dziadek, ale zakładam, że może nie zdążyć.
Ciekawe czy jutro zacznę realizować mój projekt podróżny dla fajnego faceta. Dobrze byłoby ....

Brak komentarzy: