4 września 2016

Aylsham Show 2016.

Kilka dni było bardzo gorących. Już nie mówię o temperaturach w okolicach 30 stopni, bo zaczęliśmy się już do nich przyzwyczajać, chociaż z trudem, ale z powodu kradzieży zdjęć. I żeby było śmieszniej, nie jednego czy dwóch maluszków, tylko konkretnych zdjęć w wydruku poczytnego miesięcznika z zasięgiem ogólnoświatowym. Mówią, że jak kradną zdjęcia to znaczy, że fotograf robi już zdjęcia na poziomie wartym kolorowych miesięczników... No ale na razie milczę co i jak, bo jak to mówią, po sprawie będę mogła
komentować.
Jak to mówią, nigdy nie ma tak dobrze, żeby tylko jedna sprawa nas zajmowała. Jak się zbierze to godnie i wcale nie mało. Malwina z tatą zdecydowali, że w salonie podłoga idzie do wymiany. Żeby było śmieszniej, padło na białe, przecierane panele. Co mi się akurat bardzo podoba. A boję się, że oni pójdą za ciosem i ..... oby sobie zrobili trochę przerwy, bo wszechobecny bałagan ostatnich dni zaczyna męczyć. Na razie tylko mnie.  Chociaż z drugiej strony większość czasu spędzamy na ogrodzie leniuchując, albo walcząc z chwastami. To akurat bardzo dobrze, a obiad na ogrodzie smakuje dużo lepiej niż w czterech ścianach.
A właściwie powinnam napisać o naszym ostatnim wypadzie do Aylsham na jeden z największych festynów wiejskich w Anglii. Tylko od czego tutaj zacząć?
Malwina przyszła i zapytała, czy chciałabym robić zdjęcia na Aylsham Show w niedzielę.
- Coś ciekawego mają w programie?
- Poza rękodziełem Norfolku tylko konie, skoki spadochronowe, traktory, jakieś atrakcje dla dzieci i stare samochody.
- Hmm rękodzieło powiadasz? A bilety po ile? - pytam trochę się przekomarzając.
- 12 funtów od dorosłej głowy. Myślisz, że warto? - teraz Malwina się przekomarza.
- No to kupuj bilety i szykujemy aparaty.
Pojechaliśmy rodzinnie, bo wszyscy mieli nakaz mania wolnego w ten dzień. Organizacja zaskoczyła nas jakieś kilka mil przed festynem. Oznaczenia, a ostatnie dwie mile wjazd polną drogą obstawiony przez skautów w mundurach pilnujących, żeby do parkingu dojeżdżać w dwóch nitkach aut... Parking świetnie zorganizowany na łąkach liczył dobrych kilkanaście setek aut... w tym sporo fantastycznie zachowanych zabytkowych bryk. No ale zaparkowaliśmy i ruszyliśmy za ludźmi, którzy przyjechali chwilę przed nami. Od literki P do bramy wejściowej było trochę dreptania, ale spieszyliśmy się na pokaz ciężkich konnych zaprzęgów, potem pokazy skoków jeźdźców, spadochroniarz, kolasek, kozackie przejazdy, loty spadochronowe itd a w tym wszystkim farmerzy wszelkiej maści, owce ras wszelakich, krowy wszelkich kolorów i rozmiarów. Zaskakujące, że wszystkie zwierzęta łagodne jak baranki. Ilość byków wielkości olbrzymiej przy których przeszłam na wyciągnięcie ręki osiągnęła koniec skali z chęcią do liczenia. Już wiem, że kolejne kapcie na zimę kupię w UK, bo i cena porównywalna a jakość wyprawionej skóry zrobiła na mnie wrażenie. Żeby nie fakt, iż w portfelu miałam tylko dyszek na lody, a bankomat pobierał godną szczerego pola prowizję, to na naszej kanapie leżała by podwójna skóra owcza idealna do salonu. Po prostu za rok będziemy znowu na show z gotówką w kieszeni i z dobrym planem działania.
Już nie wspomnę, że chłopaków ciężko było oderwać od kajaków morskich, a Malwinę od traktorów. No ale taki show nie zdarza się co tydzień, więc poniżej pokazuję kilka zdjęć:
















A ja wracam do porządkowania moich przydasiów po rewolucji w pokoju. Coraz bliżej do brzegu, ale brzeg jeszcze daleko....







1 komentarz:

ObyTylkoNieZwariować pisze...

Zdjęcia piękne.blog czyta sie super aż dziwne ze tak malo komentujących. Ja bede wracać na pewno ;) pozdrawiam Karolina