No ale od początku, bo wstałam jak na mnie bardzo rano, bo przed dziewiątą. Dzień zaczyna się zawsze od antyrakowego rytuału i leków, żeby żyło się lepiej i dłużej. Do tego już się przyzwyczaiłam i właściwie traktuję jak poranną rutynę leniucha.
Ale dzisiaj słońce zaświeciło prosto w okno i nabrałam ochoty na ... zupę grzybową. To nic, że kurek nie mogę trafić w żadnym markecie. Pomyślałam, że zastąpię kurki chińskimi grzybkami tymi większymi i tymi bardzo aromatycznymi mniejszymi. Efekt był zadowalający, tylko kolor nie jest tak zachwycający jak z kurkami. Zupa pachniała i smakowała i tyle dzisiaj musiało wystarczyć. A że dostałam tak bez okazji wiecheć róż od męża i super blachę do babki z kominkiem z tefala, to powstała babka, a do niej maliny z bitą śmietaną. Obiecane lody czekają w zamrażalniku, a ja mam kilka nowych pomysłów na kolejne lody, tylko ta pogoda trochę antylodowa....
Więc kontynuuję podręczny Travel Book dla dzieci wg tego pomysłu:
I na dniach przewiduję skończyć mój projekt:
Na dniach, bo teraz muszę zająć się pudełkami na płyty ślubne, bo to ważniejsze dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz