Mam zakaz myślenia o Brexicie, martwienia się Brexitem i zastanawiania się, co jeśli... Pewnie dlatego moja córka dzisiaj wjechała mi w moje kochane autko i z miną straceńca poinformowała mnie, że nie zauważyła,
że stoję za nią... No tak, sama zwracam uwagę, że moim autem nie należy podjeżdżać za blisko bo ginie w martwym punkcie, więc zdrowiej zachować dystans... No ale, życie ma to do siebie, że czasem wymyka się spod kontroli i tak jak tym razem coś obrywa. Na szczęści koszt całego stłuczkowego crasha zamknie się w 7 funtach za nową tablicę, a zderzak kosztuje coś koło 20 funtów jeśli w okolicy będzie zielony, a jak nie będzie zielonego, to będzie jeszcze malowanie, bo farbę mamy. W czwartek mam dostać autko już bez śladów wypadkowych. Tak powiedział Maciek, kiedy ocenił puknięcie mojej córki w moje autko. A on wie co mówi, więc mogę spać spokojnie.
No ale od początku, bo wstałam jak na mnie bardzo rano, bo przed dziewiątą. Dzień zaczyna się zawsze od antyrakowego rytuału i leków, żeby żyło się lepiej i dłużej. Do tego już się przyzwyczaiłam i właściwie traktuję jak poranną rutynę leniucha.
Ale dzisiaj słońce zaświeciło prosto w okno i nabrałam ochoty na ... zupę grzybową. To nic, że kurek nie mogę trafić w żadnym markecie. Pomyślałam, że zastąpię kurki chińskimi grzybkami tymi większymi i tymi bardzo aromatycznymi mniejszymi. Efekt był zadowalający, tylko kolor nie jest tak zachwycający jak z kurkami. Zupa pachniała i smakowała i tyle dzisiaj musiało wystarczyć. A że dostałam tak bez okazji wiecheć róż od męża i super blachę do babki z kominkiem z tefala, to powstała babka, a do niej maliny z bitą śmietaną. Obiecane lody czekają w zamrażalniku, a ja mam kilka nowych pomysłów na kolejne lody, tylko ta pogoda trochę antylodowa....
Więc kontynuuję podręczny Travel Book dla dzieci wg tego pomysłu:
I na dniach przewiduję skończyć mój projekt:
Na dniach, bo teraz muszę zająć się pudełkami na płyty ślubne, bo to ważniejsze dzisiaj.
że stoję za nią... No tak, sama zwracam uwagę, że moim autem nie należy podjeżdżać za blisko bo ginie w martwym punkcie, więc zdrowiej zachować dystans... No ale, życie ma to do siebie, że czasem wymyka się spod kontroli i tak jak tym razem coś obrywa. Na szczęści koszt całego stłuczkowego crasha zamknie się w 7 funtach za nową tablicę, a zderzak kosztuje coś koło 20 funtów jeśli w okolicy będzie zielony, a jak nie będzie zielonego, to będzie jeszcze malowanie, bo farbę mamy. W czwartek mam dostać autko już bez śladów wypadkowych. Tak powiedział Maciek, kiedy ocenił puknięcie mojej córki w moje autko. A on wie co mówi, więc mogę spać spokojnie.
No ale od początku, bo wstałam jak na mnie bardzo rano, bo przed dziewiątą. Dzień zaczyna się zawsze od antyrakowego rytuału i leków, żeby żyło się lepiej i dłużej. Do tego już się przyzwyczaiłam i właściwie traktuję jak poranną rutynę leniucha.
Ale dzisiaj słońce zaświeciło prosto w okno i nabrałam ochoty na ... zupę grzybową. To nic, że kurek nie mogę trafić w żadnym markecie. Pomyślałam, że zastąpię kurki chińskimi grzybkami tymi większymi i tymi bardzo aromatycznymi mniejszymi. Efekt był zadowalający, tylko kolor nie jest tak zachwycający jak z kurkami. Zupa pachniała i smakowała i tyle dzisiaj musiało wystarczyć. A że dostałam tak bez okazji wiecheć róż od męża i super blachę do babki z kominkiem z tefala, to powstała babka, a do niej maliny z bitą śmietaną. Obiecane lody czekają w zamrażalniku, a ja mam kilka nowych pomysłów na kolejne lody, tylko ta pogoda trochę antylodowa....
Więc kontynuuję podręczny Travel Book dla dzieci wg tego pomysłu:
I na dniach przewiduję skończyć mój projekt:
Na dniach, bo teraz muszę zająć się pudełkami na płyty ślubne, bo to ważniejsze dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz