17 czerwca 2016

Po domowemu.

 Auto bez dachu... od kiedy pamiętam miałam takie marzenie, jeździć gdzieś gdzie jest ciepło autem bez dachu w deszczu i cieszyć się wiatrem i spokojem. No i dzisiaj jadąc do sklepu po zakupy na cukiernicze szaleństwo ta obsesyjna myśl mnie dopadła kiedy słońce schowało się za chmury, a na moją łepetynę spadły pierwsze krople deszczu. Myślisz, że mi to przeszkadzało? Nic z tego. Było ciepło, kropli nie było aż tak gęsto, żebym naprawdę zmokła, a ciepły wiatr szybko suszył krople na twarzy. Perełką były słowa kobiety przed sklepem:
- very lovely MG - na taką muzykę moje serce bije w rytmie cha cha. No ale głownie o zakupach miało być. Przede wszystkim kupiłam wszystko na bezę Pavlowa, na karpatkę na green cake i oczywiście na torcik z tradycyjną masą i nie wiem czym jeszcze. Od kiedy mam nowego  food procesor, mam problem nie cudować w kuchni. A kiedy jest już okazja to nie odpuszczę sobie tej zabawy.




I pobawiłam się na całego.  Dawno tyle nie natworzyłam w jeden dzień, ale że zakupy zrobiłam dzień wcześniej. Znaczy dzieci przywiozły mi wszystko co wypisałam na liście, a o czym zapomniałam to rano dokupiłam już sama jadąc po gazetkę i owoce. No i poleciałam po całości:
Karpatka z masą budyniową, bo Malwina i Maciek lubi, beza z bitą śmietaną i owocami, ale bez czekolady, bo lubią wszystkie moje dziewczyny i Ashley twierdzi, że to najlepsze ciasto. A na dokładkę zrobiłam maleńkiego torcika kawowego bo Jurek lubi torty, a na dokładkę babki polsko-angielskie bo da się je zamrozić i mieć kawałek ciasta na wszelki wypadek.I tym sposobem wczoraj przetestowałam mojego robota wzdłuż i wszerz i mogę powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę.
Lubię patrzeć jak moim gościom smakuje tak nie muszę nikogo namawiać do jedzenia a ciasto znika.
Tu powinny znaleźć się przepisy, ale spiszę je w innym poście, bo czas tak gna przed siebie, że dzisiaj już piątek. Na angielskim mamy znowu cztery osoby zainteresowane nauką. Ktoś odpadł, ktoś przybył i nie ma smutków. Po wakacjach dalej się uczę, a na razie usłyszałam od wnuczki, że nauczy mnie prawidłowo wymawiać, bo ona już się w szkole nauczyła, więc babcia też się nauczy.
A na razie za oknem z przerwami pada deszcz, czyli częściej pada, a od czasu do czasu nawet słońce zaświeci. W ogrodzie wszystko rośnie na potęgę, najbardziej oczywiście trawa i zielsko. Opracowałam napój do picia, czyli

napój miętowo-imbirowo-cytrynowy z kostkami lodu

składniki:
2 cm świeżego imbiru najlepiej zetrzeć albo pokroić w pasterki;
1 cytryna pokrojona w cienkie plasterki
kilka gałązek mięty

całość wrzucam do dużego dzbanka z pokrywką i zalewam gorącą wodą, później słodzę miodem, albo cukrem brzozowym, ewentualnie syropem klonowym czy tym z agawy. Zdrowi mogą słodzić cukrem ;))
Zamieszane wstawiam do lodówki a do picia wlewam w szklanki, zdobię listkiem mięty i wrzucam kostki lodu.

Smacznego!



Brak komentarzy: