21 kwietnia 2016

Pierwszy rok od końca terapii za mną.

Dzisiejszy dzień to ten dzień, gdzie mój poziom stresu nie pozwala zajmować się niczym twórczym. Po prostu jestem wystrzelona w kosmos i gdybym miała wsiąść za kółko, to pewnie zatrzymałabym się komuś w bagażniku, albo trafiła w jakieś drzewo bogu ducha winne. No ale jak żyje się ze skorupiakiem, to trzeba się do tych dni przyzwyczaić. Muszę powiedzieć, że moje dzieci są wybitnie odporne na mój stres i dają takie wsparcie o jakim my, żyjący ze skorupiakiem możemy marzyć. Pełen profesjonalizm, pełen dystans do moich okropnych pytań i wątpliwości. A wątpliwości były bo skan który miał być króciutki, trwał ponad godzinę, tekst po skanie zrobił mi lekki kociokwik w głowie i nastawienie na dzisiejszą wizytę było dupne.

Na szczęście nie było tłumaczki, mój lekarz zapamiętał, że tłumaczka tylko jak się wali, więc odetchnęłam z ulgą, kiedy przyszła pielęgniarka, a tłumaczki nadal nie było :D Tyle że wyników ze skanu też jeszcze nie było, za to był nasz doktor z ładnym uśmiechem i pozytywnymi oczami. Jak go zobaczyłam to już coś mi mówiło, że będzie dobrze. I jest dobrze, nawet lepiej niż dobrze. Tylko jeden zrost do rozmasowania. Do tego MRI czyste, więc przerzutów nie ma. A następne MRI za rok i mam spać spokojnie, a kolejna wizyta na koniec wakacji, bo pierwszy rok bez raka mogę już święcić. Jeszcze cztery lata ścisłej kontroli i zobaczymy czy będę po stronie życia z lekkim lękiem, czy wracamy na boisko. Tak że dzisiaj jestem na diabelskim młynie, na samej górze i śmieję się do życia radośnie. Rok mam względnego spokoju, kiedy mam się nie martwić i dalej tak działać jak działam, bo nawet jelita wyglądają lepiej jak założenie medyczne. Wyściskaliśmy sobie łapki, a po powrocie wyściskałam moją rodzinę i Lisę, która czekała z pytaniem, czy wszystko w porządku, bo jutro jedzie do Niemiec do syna i chce wiedzieć, że u nas wszystko w porządku.
Poczułam się jakby kamień spadł i pokulał się po podjeździe. Jestem w dobrych rękach, w kraju gdzie dzisiaj królowa obchodzi 90-te urodziny, cały kraj się cieszy, a ja skaczę z podwójnego szczęścia, bo zaczynam wierzyć, że pięć lat jest w zasięgu, a może dłużej.....

Brak komentarzy: