10 marca 2016

Hardtop do MG.

Obiecałam opis radioterapii wewnętrznej i słowo, że nie zapomniałam, ale staram się nie zapomnieć o żadnym szczególe, bo jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach, a dzisiaj dostałam zaproszenie na MRI datowany 8 marca, na dzień 7 kwietnia z dokładnym opisem, chociaż to już kolejne MRI i właściwie zapewne nic by się nie stało, gdyby tego długiego opisu nie było. Tylko że diabeł tkwi w szczegółach, MRI wykonuje się ludziom w różnym wieku i z różnymi schorzeniami, więc nikt nie będzie bawił się w pisanie instrukcji wg poziomu pacjenta, tylko instrukcja jest napisana tak, że nawet jak opiekun przeczyta ją pacjentowi mającemu słaby kontakt z rzeczywistością, to pacjent zrozumie istotę badania. Ja lubię być doinformowana, więc lubię angielską dokładność, zwłaszcza że do listu dołączona jest ankieta ( dam w linku treść bo MRI jest badaniem bardzo dokładnym, ale też musi być dokładnie przeprowadzone i pacjent musi być zabezpieczony jak należy. Ankietę dostaję w każdym zaproszeniu na badania i przed badaniem jeszcze raz ją wypełniam i podpisuję.
To rutynowe badanie, które tutaj prowadzone jest na kilku maszynach pracujących non toper od rana do późnych godzin wieczornych. Pewnie dlatego kolejki są rzędu tygodnia, a nie półroczne. Porządek, myślenie logistyczne to domena wyspy i nie czadzę, że jest zawsze idealnie, bo nigdy nie będzie idealnie, ale na pewno tutaj jest spokojniej dla pacjenta niż tam gdzie dyskutuje się przy urzędniczo-politycznych stołach, czy leczyć raka dokąd się da, czy przestać leczyć, kiedy pacjent przestaje dobrze rokować. Do tego przy tych samych stołach debatuję Ci sami analfabeci życiowi, czy macica jest kobiety, czy narodowa. No dobra, koniec irytacji, wracam do rzeczywistości. Więc za miesiąc dowiem się czy nadal kierunek jest w stronę ubitego raka, czy w stronę powrotu na pole bitwy. I powiem szczerze, że dzisiaj nie mam najmniejszej ochoty wracać na pole bitwy. Po prostu jeszcze nie jestem gotowa do kolejnego starcia. Więc zaciskam mocno kciuki i liczę, że nie będę musiała walczyć.  Jest tyle piękniejszych rzeczy do zrobienia i robienia, że wolałabym skupić się na wiośnie i letnich wypadach nad morze.
A mój MG dostał hardtop na zimę i nie ważne, że właśnie nadciąga wiosna taka prawdziwie angielska ze słońcem, ciepłem i cudownymi zieleniami, które tutaj są bardziej zielone i pełniejsze w barwie. Ważne że Maciek dojechał z moim dachem do domu, bez żadnych komplikacji, chociaż kiedy zobaczyłam jak wygląda zapakowanie dachu od MG do and over to zacisnęłam mocniej kciuki i  czekałam na sygnał, że już jest cały i zdrowy.
Dach będzie black matt, tak jak klasyczne MG wypuszczane na angielski rynek. Zieleń sportowa z czarnym matowym dachem. To się nazywa dotknięcie szczęścia.
A ja dłubię dalej pręciki i słupki.

Brak komentarzy: