5 lutego 2016

Beza na zawołanie.

Miałam dzisiaj leniuchować i leniuchowałam bardzo konkretnie. Ale kiedy moja wnuczka po przyjściu ze szkoły wpadła z okrzykiem:
- Bacio, ja chcę ten kawałek beza co wczoraj został. - Nie zostało mi nic innego jak dać znać wzrokiem dzieciom, że jak pożarliśmy do kawy ten kawałek dzieląc się sprawiedliwie, t teraz ktoś musi przywieźć śmietanę....
Maciek jako najlepiej czytający z ruchu gałek ocznych zrobił krok i wypadł po brakujące produkty. A my ściemniałyśmy, że po prostu trzeba zrobić świeże ciasto, a najlepiej dwa... Jedno dla wnuczki, bo nie lubi na cieście owoców i jedno dla nas z owocami.
Co prawda negocjacje były mniej więcej w klimacie:
- Bacio to duże będzie moje a małym się podzielisz z mamą, tatą i dziadkiem. 
- Nic z tego wnuczko moja kochana, nas jest czworo, a ty jedna więc byłoby niesprawiedliwie, gdybyś dostała duży placek sama a my mały na czterech.
- Bacio, ale ja bardzo lubię bezę, a wy będziecie mieli maliny. - próbowała jeszcze ugrać coś moja bardzo rezolutna wnuczka.
Stanęło na tym, że z dużego też dostanie kawałek bez malin i przybiłyśmy piątkę na zgodę, a dodatkowo mamy plan na wieczór. Bo to nasz wieczór z bajkami. Kocham tego mojego skarba nad życie i uwielbiam patrzeć jak się rozwija, jak rezolutnie odpowiada, negocjuje. Jak opanowała bez większych problemów oba języki i jak nadaje w obu bez problemów, tak że miło z nią się rozmawia i tworzy. I nie ma milszego tekstu jak ten przed zaśnięciem:
- Babcio ja cię bardzo kocham, prawie tak mocno jak mamę.   - i jak nie kochać takiego skarba najdroższego? Dla niej tu przede wszystkim jestem i twierdzę, że to mój najsłodszy duszek, dzięki któremu wszystko toczy się wg mądrego planu. 


Brak komentarzy: