20 stycznia 2016

Trzy pokolenia i żyje się ciekawie.

Budzę się, a za oknem świeci słońce, w domu cisza jak makiem zasiał. Patrzę na zegarek i widzę 11:43.... No pięknie kiedy tyle się pośpi to znowu dzień przesunie mi się do drugiej w nocy i tego nie lubię.... dwie godziny bezmyślnego myślenia o głupotach. Nad tym trzeba przejąć władzę. Biegiem na śniadanko. Auta stoją wszystkie, czyli córka śpi po nocce, klapa od landuch u góry, czyli chłopaki naprawiają. Uchylam drzwi i słyszę:
- o ja p...lę jak ona się uparła. - Czyli to ta śruba do wymiany, która nie chce wyjść i pewnie dzisiaj jej nie odpuszczą. Maciek pilnuje aut jak nikt, wszystko chodzi jak w zegareczku, a kiedy ktoś wspomni o mechaniku to krzyczy:
- Ja spać nie będę mógł jak dasz pogrzebać komuś. - Kochany przyszywany na mocną nić kevlarową synek, Mam wspaniałą córkę i czasem szkoda, że to nie mój prawdziwy synek, ale traktuję go po tych kilku latach jak swojego i tak już pewnie zostanie.
Zaczynam czuć wiosnę, patrzę za okno na moje gumy (mam dwa eukaliptusy w ogrodzie), oglądam zdjęcia z zeszłego roku, patrzę na szopkę pełną wełny i ..... mam nadzieję że ten rok trochę po filcuję i pofarbuję eco swoje'dzieła'. Tęsknię za tym mocno, a i nasze patio dostałoby trochę wiejskiego klimatu z wełny. Poza tym chciałabym chyba nauczyć moje dziewczyny, na czym polega filcowanie i o co w tym chodzi. Wełna to materiał, który pokochałam od pierwszego dotknięcia merynosów. Mięciutki, leciutki, nie ma dziur jak robione na drutach swetry, więc idealny na nadmorskie wiatry, które od wielu lat mi towarzyszyły. Tutaj gdzie teraz żyję, zima jest bardzo łagodna, mamy pierwszy mróz od kilku dni za oknem i sięga w porywach do -2. Wszystkie śniegi ominęły Norfolk i spadły w około, tylko nie u nas... To samo z wielkimi opadami. a że to już trzecia taka zima z rzędu, nie widziałam sensu w robieniu czapek i rękawiczek. Ale teraz tak sobie myślę, że można pomyśleć nad cieniutkimi czapeczkami nad morze, czy bardzo kolorowymi siedziskami na patio. Muszę rozejrzeć się za pomysłami i może będzie ciekawe zajęcie na cieplejsze dni.
Nigdy nie sądziłam że będę mieszkała jako jedno z trzech pokoleń pod wspólnym dachem. Co prawda, kiedyś jako dziecko marzyłam o dużej rodzinie, w której wszyscy się kochają, wspierają i jest bezpiecznie. Życie jednak zweryfikowało moje marzenia i zdrowiej było mieszkać dalej od rodziny, która nadużywała słowa: powinnaś, zrób, to robisz źle, tamto powinnaś robić tak, ja bym jej tak powiedziała, powinnaś powiedzieć tak itd itp. Z czasem weszło to tak w krew, że ja nie reagowałam a druga strona coraz mocniej akcentowała wpływ na moje życie. Odsuwanie się na dystans przez jakiś czas niczego nie rozwiązywało, rozmowy tylko wywoływały twardy i nieracjonalny sprzeciw.  Tekst 'ma swój wiek i może' pokazywały, że nie mam co liczyć na kogokolwiek. Aż przyjechałam tutaj do córki. Jechałam pomóc, wesprzeć, otoczyć opieka wnuczkę. I tak to się zaczęło. A dzisiaj wnuczka jest moim kochanym duszkiem, który dba bardzo o sprawiedliwość w domu. Dzieci spokojnie chodzą do pracy, uczą się i cieszą się, że jestem w domu, bo wraca się do domu przyjemniej jak coś w garnku pachnie, można liczyć na coś słodkiego do kawy, a chemię wspólnie i spokojnie bez wojny wygoniliśmy prawie z życia. Największy prezent zrobiły mi dzieciaki zeszłego roku w wakacje, kiedy przed wyjazdem do Polski rzuciły palenie i do dzisiaj żadne nie pali. Bez mojego/naszego udziału, marudzenia, tak sami z siebie.
Mogę się teraz przyznać, od tamtego czasu uwielbiam robić im zdjęcia. Dlaczego własnie tak? Nie mam pojęcia, ale tak własnie jest. Najgorzej radzi sobie mój mąż, nie wiem co siedzi mu pod czerepem, ale czasami przeraża nieprzewidywalnością swoich pomysłów. Chociaż może właśnie dlatego moje dzieci tak szybko zrozumiały, która droga dla nich najlepsza... Trudno powiedzieć i trudno w ty być przekonanym do końca. Pewnie tylko się pocieszam, że tak jest. Może kiedyś wreszcie też zrozumie, że życie to umiejętność życia w teamie, a nie życia obok, ze swoimi pomysłami na wielkość. Tak to nie zadziała, a zawsze poparzy łapy i skrzywdzi tych, których jak mówi kocha.

No ale czas chyba zrobić obiad. Na dole leżą śliczne pstrągi, więc usmażę na masełku, zapiekę w piecyku z migdałami i zrobię sos z masła, soku pomarańczy z nutką soku z cytryny. Mam nadzieję, że im zasmakuje bo kocham jak wcinają z apetytem coś zrobionego przeze mnie.
Teraz podsumuję trzy pokolenia pod jednym dachem.....
1. Gdybyśmy z moją córką nie stoczyły twardych walk o autonomię i samostanowienie, to byłoby to bardzo złym pomysłem. Ale my przeszłyśmy naprawdę kilka wielkich wojen z trzaskaniem drzwiami, kilkanaście wojenek z ostrymi jak brzytwa słowami i kilkaset potyczek. Pewnie dlatego dzisiaj wystarczy tylko słowo a wiemy gdzie są nasze granice i jak się je szanuje u drugiej strony :)
 2. Podstawą naszych wojen zawsze była miłość do siebie na wzajem i o tym córka a i ja podświadomie miałyśmy pewność. Że to tylko kwestia czasu, kiedy znowu będziemy rozmawiały jak równy z równym.

3. Obie kochamy własne dziecko do szaleństwa. Ja miałam opinię rozpuszczającej matki, która nie daje wszystkiego, ale potrafi w środku nocy wsiąść w auto i jechać po dziecko, bo zapomniało że o tej porze autobusy z tego miejsca nie kursują a własnie skończyła się ich obstawa ratownicza jakiejś imprezy. I wiozłam ją i jej kolegów z deską ratowniczą wystawioną za okno w aucie wielkości łupiny tzn cieniasa. A ona na punkcie własnej córki też ma wyrąbaną dziurę w mózgu i w tym miejscu ma tylko serce ;))) Chociaż potrafi być twarda, tylko że to trwa aż 5 minut o czym najmłodsza wie dokładnie ;))
4. Obie zbieramy przyjaciół wg klucza nam tylko znanego i dlatego mamy tak wielu najlepszych przyjaciół w realu i w wirtualu, których wiemy że możemy poprosić o przysługę i nie odmówią.  My zresztą też naszym przyjaciołom nie odmawiamy wg tych samych zasad.
5. Mieszkamy w domu w którym każdy ma swoje miejsce ciszy, gdzie można tylko zapukać i nie zawsze usłyszeć proszę.
6. Mamy dla siebie wielki szacunek i traktujemy siebie nawzajem tak ja sami chcielibyśmy być traktowani. Pewnie dlatego wojenek u nas bardzo niewiele, chociaż bywają potyczki dla utrzymania zdrowia psychicznego.
Pewnie coś jeszcze by się znalazło. Ale teraz wypadło mi z głowy.Ciekawa jestem ilu z was zamieszkałoby z trzypokoleniowej rodzinie i pod jakimi warunkami. Może czegoś jeszcze się nauczę. Bo nauki nigdy dość w temacie zwanym życie.
I to by było na tyle, a ja idę powalczyć w kuchni.

Brak komentarzy: