14 sierpnia 2015

Moja pchełka do jeżdżenia.

Drugi dzień jestem szczęśliwą posiadaczką własnego auta z kierownicą po niewłaściwej stronie. Od rana Maciek zaglądał mu pod maskę i wypisywał mi listę rzeczy, które dobrze zrobić, żebym pchełka nie stanęła nigdzie na drodze, a auto chodziło tak jak nówka funkiel nie śmigana. To że odpala, jeździ i ma kopa, to za mało. Pchełka ma być wzorcowa.... No dobrze, za stówkę mogę mieć wzorcowe auto ;) to jasne, że kupujemy wszystkie te pierdołki, jak synek podpowiada i chce się ubabrać po szyję w smarze, a ja poczuje się jak w piaskownicy wieki temu i podoczyszczam wszystkie stare ślady poprzedniego właściciela.
Wsiadłam dzisiaj do auta i pośmigałam po ulicy. Nadal próbuję otwierać drzwi zamiast zmieniać biegi. To nic, że jadę wolno i że wszyscy tak mają... mnie to strasznie irytuje. Ale wszyscy zgodnie orzekli, że wybraliśmy z Maćkiem najlepszy model i najlepszą zabawkę, z której będę zadowolona. Auto faktycznie jak rękawiczka dopasowuje się do człowieka. Idealne na angielskie ograniczenia bo kopnięcie ma przyzwoite, lepsze od mojej lantry w Polsce. Do tego jest maleńkie, ciupeńkie jak pchełeczka i wjeżdża się nią w każde male miejsce bez problemu. Zwrotnie cudownie, z maleńką sportową kierownicą, którą obraca się jednym palcem. Czegóż chcieć więcej?

Tylko jak wmówić swoim rękom, że mają się zamienić miejscami i jeszcze do tego nie boleć po 10 minutach jazdy. Ale to też ma minąć, więc może minie razem ze zamianą lewej na prawą i odwrotnie? Wcale bym się nie obraziła. Mam taki cichutki plan, że na konsultacje we wrześniu pojadę już swoim własnym autkiem i za kółkiem. Następny zakup to uchwyt do GPS ewentualnie do telefonu z maps.google na pokładzie. Tak czy siak, kolejny krok do przodu założony i idzie do realizacji. Prawo jazdy wysłała mi córka do wymiany na angielskie i teraz jeżdżę bez, co w Anglii nie jest żadnym problemem. Jednakże nie polecam tego sposobu nikomu, kto stracił dokument w innych okolicznościach jak wymiana.

Ostatnie dni to również stres, więc dzisiaj mieliśmy bliskie spotkanie drugiego stopnia z ratownikami. Tym razem to nie ja ani wnuczka. Ale strachu było trochę, aż do przyjazdu ambulansu. Jutro od rana przychodnia i pewnie kilka godzin z aparatem, ale u nas tak właśnie bywa, że jak nie urok to sraczka ewentualnie przemarsz wojsk tatarskich z przytupem. Jak będzie dalej? Będzie wzorcowo, zdrowo i cały czas do przodu.
No i dostałam zaproszenie na badanie MRI zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego. Czyli zaczyna się czas, nad którym trzeba przejść do porządku  dziennego i żyć normalnie, cokolwiek to znaczy :)

Brak komentarzy: