11 sierpnia 2015

Dzieci kazały zaszaleć, to zaszalałam.

Po powrocie do domu dużo się dzieje. Nasz ogród jest taki bardzo nasz, każde z nas szczęśliwe mając zrealizowane swoje pasje. Trochę pracy po przyjeździe i dotarliśmy do weekendu, gdzie mieliśmy wolne i mogliśmy wybrać miejsce do wypoczynku. Tym razem padło na plażę w Wells. Cudowne miejsce często pokazywane na kartkach z Norfolku. Polecieliśmy z rana i cały dzień w tym miejscu to było coś, co było nam bardzo potrzebne. Mnie szczególnie potrzebne są takie chwile z dziećmi, gdzie nic nas nie goni i możemy pobyć bardzo blisko ze sobą.









Wracaliśmy z Wells przez moją ulubioną wioskę rybacką w Blackeney, której nie sposób nie polubić za angielski spokój i pozytywne nastawienie do świata i ludzi. To jest tutaj bardzo zaraźliwe. Prawie tak samo, jak odsuwanie się od wszystkiego, co źle na nas wpływa. Wg zasady, chcesz żyć, to dbaj o siebie jak o najlepszego przyjaciela. Ja ten temat miałam latami bardzo na ostatnim miejscu. Wszystko i wszyscy byli ważni dla mnie, a ja dla siebie już nie koniecznie. Pewnie dlatego raczysko wybrało właśnie mnie na swoją ofiarę. Ale to już przeszłość. Ta wioska nastraja mnie tak pozytywnie, że największym problemem był dla mnie brak czasu na posiedzenie z poławiaczami krabów i krewetek. Przynęta, to oczywiście mięcho i podroby, a patrząc na zawartość wiaderek, kraby najlepiej biorą na wędzony bekon. Organoleptycznie sprawdzimy to następnym razem jak będzie więcej czasu:







Pewnie moje zdjęcia nie oddają uroku tej miejscowości, ale słowo, że ludzie są tutaj bardzo pozytywni i miejsce bardzo mocno to oddaje. Mi przypomina to początki turystyki w Polsce, kiedy mój ojciec budował pierwsze motorówki, a nad wodą spotykało się zapaleńców zwiedzania, wędkowania i wszelkich szalonych pomysłów związanych z wodą. Sprzęt pływający jest normalny. Mało widać wypasionych do granic absurdu łodzi. Większość z nich lata świetności ma za sobą, ale bardzo dobrze nadal dają sobie radę na morzu i są cały czas czynne. Bardzo popularne w Norfolku jest wędkowanie z kajaków morskich. 

No ale weekend się skończył, a ja nadal poszukiwałam z Maćkiem auta skrojonego na moją miarę. Liczyłam, że jeszcze trochę będę musiała dozbierać, a tu dostaję o świcie sms z linkiem: mama, a co myślisz o tym? Co ja myślę o MG? Myślę, że kiedyś na giełdzie, kiedy go zobaczyłam pierwszy raz zrobił na mnie mocne wrażenie. Ale wrażenie wrażeniem, a cena zrobiła takie wrażenie, że szybko zapomniałam o aucie, bo marzyć też trzeba posiadać realne. A teraz okazuje się, że te autka są w zasięgu możliwości. Silniczek mają skrojony na moją nogę, moc jest też bardzo przyzwoita i cena tak lajtowa, że .... mam własne MG w kolorze angielskiej wyścigowej zieleni, czyli kolor bardzo popularny w UK:


I już jestem w nim zakochana po same uszy. Moc jest, wiatr we włosach też i siedzi się dupskiem prawie w podłodze, co lubię w nim najbardziej. Właściciele MG F trzymają się razem, pozdrawiają na drodze i zachowują jak właściciele Land Roverów. No ale ten sam sinik zobowiązuje do solidarności. Maciek już ma plan ogarnięcia mojego cacuszka na tip topa, a na razie przyzwyczajam się do kierownicy po drugiej stronie.
Mówiłam, że nie będę grzeczna i poprawna wiekowo? ;))) Nie będę również tą starą Jolką, która ma da wszystkich czas, poza sobą samą. Ten czas minął bezpowrotnie.

PS Jakby ktoś się zastanawiał dlaczego włażę do wody w ciuchach, to nie wolno mi się opalać, Jest to zabronione, więc faktor na łapki powyżej 30 i ciuchy i plaża też jest moja. Okulary kupione w Polsce, optyk w ramach NFZ i to wszystko dzięki dobrym ludziom, których na szczęście w około mnie nie ubywa, a wręcz przeciwnie....  

Brak komentarzy: