8 sierpnia 2015

Dziesięć dni w Polsce to stanowczo za mało.

Już za chwileczkę, już za momencik odpalam miotłę i lecę do Polski. Mam całą listę spraw do załatwienia i niewiele czasu. Sił mam nadzieję, że mi wystarczy na cały pobyt i powrót.
Ale nie o tym dzisiaj chcę napisać, to napisałam przed wyjazdem, kiedy myślałam, że mam jeszcze czas na pisanie, bo cóż ja mam spakować na wyjazd do Polski? Dwie kiecki, dwie pary spodni i trochę bielizny. No ale jak widać zapędzili mnie do roboty i do notatki nie wróciłam.

Miałam lecieć, ale lot przestawiliśmy na jesień, a teraz ruszyliśmy autem. Dałam się przekonać, że dam radę autem. To nic, że dupa jeszcze boli, a na auto patrzę z wyrzutem, przejdzie za kilka dni... jak mięśnie wrócą na swoje miejsce i się dotlenią jak należy. Sama wyprawa to fantastyczne doświadczenie. Jechaliśmy robiąc częste przystanki, bo ledwie ktoś się pokręcił, to już zjeżdżaliśmy na postój. Prom przez Kanał Angielski zwany w Europie Kanałem La Manche, planowy i spokojny, Trasa przez Beneluxy  czyściutka i elegancka, na poziomie Niemiec ..... zmieniła się na śmierdzące toalety, nie było mowy skorzystać z parkingów przy autostradzie. Tak brudnych toalet trudno znaleźć poza Niemcami, na szczęście toalety na CPN jak w cywilizowanych krajach czyściutkie, choć droższe jak w Beneluxach, bo po 70 centów.

Dwanaście dni w Polsce, to mnóstwo ciekawych wrażeń. Najedliśmy się do oporu czereśni, jak to się mówi, po korek. Głód dorsza też zaspokoiliśmy, chociaż wydawało się, że tęsknota była większa, a w praktyce jeden dorsz na łeb załatwił sprawę i głód też załatwił.
Moje mieszkanie zostało ostro przeczyszczone z jedzenia po terminie. Nawet suche produkty zdążyły się przeterminować od czasu ostatniego pobytu. Tak przeczyszczonych szafek jeszcze nie miałam, żeby były wolne półki. Fantastyczne uczucie. Co prawda jeszcze kilka razy będzie trzeba jeszcze skupić się na innych szafkach, ale efekt końcowy bardzo mi się podoba.
Spotkanie z polską służbą zdrowia wypadło mało ciekawie.
Żeby mój lekarz uwierzył, że przeszłam terapię raka, prócz teczki choroby muszę mu dostarczyć tłumaczenie przysięgłego mojej historii choroby, a jak już to będę miała to mam wziąć od mojego lekarza cała kopię wyników. Lista robi wrażenie .... Oczywiście mam nie wierzyć, że raka już się leczy dość skutecznie, bo to nie jest prawda..... A na dodatek mogę oczywiście dostać skierowanie do okulisty jak twierdzę, że wzrok mi poleciał, ale okulista przyjmie mnie za pół roku..... A całość zaczęła się pytaniem, czy wracam do Polski i tu chcę dalej się leczyć.
Decyzja nie była trudna.... I znowu nie ja zadecydowałam... Nie, oczywiście ja się czepiam, nie jestem patriotką i żeby było śmiesznie zarzut postawia mi przedstawicielka mojej rodziny.
Teraz kilka luźnych spostrzeżeń z mojego miasta.  




Osiedle wyładniało, wnuczka zachwycona placem zabaw, gdzie poznała dużo fajnych dzieci, zachwycona że dzieci mówią po polsku. Bo:
- Babcia mogę ćwiczyć polski tak jak lubisz.
Stacja CPN Orlen w Kołobrzegu nadal ma najgorszą obsługę, więc nie polecam. Miasto pełne turystów do ostatniego miejsca parkingowego, w marketach kolejki, ale to znaczy, że sezon jest udany i Kołobrzeżanie nazbierają pieniążków na jeszcze lepszą jakość usług wszelakich. Drogi w mieście zaczynają zachwycać, co prawda znaki wymagają pełnego przeanalizowania, bo z jednej strony jest ograniczenie prędkości, a z drugiej go nie ma itd. Jednak same drogi dojazdowe do Kołobrzegu warte są pochwały. Tak, ja jestem miłośnikiem małych rond, które zmuszają do zwalniania kierowców lepiej niż ograniczenia czy fotoradary. Co prawda droga od Szczecina przez Charzyno zawijasy z zakrętasami wąskie, ale ta przez Gościno już warta zauważenia i docenienia. Nasz typ na kolejne wyprawy. Moje auto, które przestało 2 lata na parkingu strzeżonym, odpaliło od pierwszego przekręcenia kluczyka w stacyjce. Po wymianie oczywiście akumulatora. Dostało kilka nowych rzeczy i poleciało na przegląd. Maciek po prostu wie czego potrzebują nasze auta i przegląd dostał, OC opłaciłam do bieżącego stanu i działa aż szkodą go sprzedać. Ale czas się z nim rozstać, bo mnie tam nadal nie będzie.....
Dziesięć dni przeleciało w try miga i zaczęło się pakowanie i powrót.... Po tej trasie mam dwoje najlepszych kierowców, a i ja wróciłam za kółko, dzięki upierdliwości dzieci. Teraz miałam wybrać sobie auto do jeżdżenia po Norfolku i wybrałam :) Trochę jeszcze pooszczędzam i będzie.
Pewnie Was zaskoczę, ale nie będzie to na pewno grzeczne autko dla emerytki :D Jeszcze żyję i dopóki chodzę na własnych nogach i głowa pracuje nie zamierzam sobie odpuszczać życia. Każdy dzień jest darem, którego już nikomu nie oddam...

Brak komentarzy: