16 lipca 2015

Co za głupota, rak mnie wyzwolił ze strachu..... ale to prawda....

Dawno mnie tu nie było bo życie biegnie tak szybko, że szkoda go marnować na pisanie, kiedy za oknem mży po angielsku, albo słońce oświetla chmury i daje tak piękne światło, że naciąga człek czapkę na bakier i rusza po okolicy. Ostatnia nasza wyprawa była po wełnę owiec, miało być troszkę, dostałam tyle że po wielkiej radości doszedł do mnie głos rozsądku: Zanim sfilcujesz, musisz wyprać, wyczesać i pofarbować. Do tego trzeba wydać sporo kasy na sprzęt do wyczesywania i gręplowania. No, ale zbieram każdego funta w skarpetę i już niedługo będzie zamówienie z Kanady i z Anglii tyko z zupełnie drugiej strony Anglii :)
A na razie trochę smutnego. Mój brązowy burunduk odszedł od nas po ataku padaczki i upadku z szafy gdzie wlazł z ciekawości... Było kilka dni smutnych, kilka prób jak go uratować, ale na twarde fakty nie ma lekarstwa i trzeba się z nimi po prostu pogodzić. Biała burunduczka szaleje za to ostro, jest zdrowa, wesoła i strasznie ciekawska. Koty wychowuje lepiej niż my. Nie gryzie niczego, do tego zaczyna nas chyba lubić. Je z ręki, ale lubi też spać poza klatką, co bywa irytujące kiedy za oknem upał nie do wytrzymania. Siatki nie stanowią dla niej żadnej przeszkody.
A ja.... a ja mam kolejną wizytę za sobą i trzy miesiące gwarancji, że nic się nie wydarzy, a przynajmniej nie w temacie raka. Wizyta zaplanowana na koniec września. Kilka zaproszeń na skany przed wizytą i mogę spać spokojnie.... co o dziwo często mi się udaje.
Oczywiście nie sposób było sobie odpuścić kiermasz Macmillana z rakiem, jako podstawowym celem zbiórki. Dołożyliśmy się godnie do fundacji.



 A kolejna za rok. Dominika dostała piękne podsumowanie jej roku w szkole w klasie zero. Jest bardzo dobrze przygotowana językowo, matematycznie, społecznie itd do pierwszej klasy. Wszystko w górnych notach i bardzo ambitnie z angielskimi przyjaciółmi. Do tego szkoła jest jedną z najlepszych w kraju, rywalizuje tylko z jedną Infant School na terenie Norfolku, czyli na tym polu też jesteśmy dumni z najmłodszej w rodzinie :) Ostatni tydzień w szkole jest pod znakiem tygodnia sportu, więc codziennie dzieci mają mnóstwo zawodów, rywalizacji, gier zespołowych i jednoczenia zespołu klasowego ale i szkolnego, który już za 7 tygodni będzie przemieszany na nowo, żeby dzieci nauczyły się otwartości na ludzi, przy oczywiście ograniczonym zaufaniu do obcych i odpowiednim poziomie asertywności ale też empatia budowana ślicznie.... Podoba mi się sposób prowadzenia zajęć, przygotowanie szkół do opieki, wychowania i edukacji. Jest zupełnie inny niż ten który znam z Polski, a przecież uczyłam kilkanaście lat w szkole...
.
Nasz ogród zaskakuje nas w tym roku bardzo ilością kwiatów, owoców, warzyw i takim fantastycznym mikroklimatem gdzie kawa rano na patio smakuje bez względu na pogodę najlepiej na świecie. Dlatego lubię dzień zaczynać od kawy na patio. A własnie wpadł mi taki pomysł.... kawa z rana itd.... Nawet nie ma czasu na hamak a przecież jestem na poważnym zwolnieniu od życia. Znaczy mam bardzo zwolnić i dać organizmowi czas na regenerację. Ale mój organizm najlepiej regeneruje się z pasją, a pasji mam trochę i sprzymierzeńców pasji też nie brakuje. Wreszcie moja głowa zaczyna pracować jak należy i pamięć wraca też więc jest postęp z którego bardzo się cieszę. Mam załadowany kolejny kurs angielskiego na słuchawki i pewnie po wakacjach wrócę na planową naukę. Jeszcze nie wiem gdzie, ale zobaczymy po testach gdzie będzie najskuteczniej dla mnie.


A przede mną Polska z jej urokami. Co prawda uroki tylko w przelocie, bo spraw do załatwienia po tak długiej przerwie mnóstwo, ale na rybkę wędzoną po Polsku, na dorsza po kołobrzesku i agrest prosto z krzaka jest szansa, że się załapię. Wszystko spontan poza tym, co na liście do szybkiego załatwienia. Ale spontan oczywiście kontrolowany przed słowami: musisz, powinnaś, masz zrobić itd.



Brak komentarzy: