9 maja 2015

Dwa tygodnie w zdrowiu.

Minęły dwa tygodnie od ostatniej radio, a ja czuje się już prawie dobrze. No dobra, są jeszcze niedogodności, ale z takimi pierdołami spokojnie sobie poradzę. Nie dzwoniłam do Katie, bo nie było nic z czym sobie nie radzimy same. Za to myśląc o niej robię kolejne kartki.
Ostatnio przeczytałam chyba w wyborczej artykuł o pani psycholog, która pracowała z osobami chorymi na raka i przy którymś badaniu zaistniało podejrzenie diagnozy raka. Od podejrzenia do diagnozy zawsze mija jakiś czas i to jest zawsze trudny czas. Pani psycholog przeryczała, była przerażona jak każda z nas i skłoniło ją to do własnych przemyśleń. Artykuł był niezły w tym
zakresie przemyśleń co z nami, kiedy rak okaże się faktem a nie przypuszczeniem.
No ale rak okazał się diagnozą na wyrost i pani psycholog odetchnęła z ulgą, i zaczęła moralizatorskim tonem pouczać chorych na raka.
Bo my z rakiem to mamy nasze otoczenie bliskich acz dalekich uczyć, jak mają z nami rozmawiać.... A ja się pytam, ja mam uczyć innych jak ze mną mają rozmawiać? Uspakajać ich, że przecież żyję i mają się nie bać? Czujecie ten absurd? Co jeszcze chory na raka człowiek powinien? Powinien liczyć  się ze śmiercią, bo ta na pewno nadejdzie. W tym temacie zgoda, śmierć i podatki to dwie pewne na bank sprawy. Od dnia narodzić, śmierć mamy wprogramowaną w życie i nic tego nie zmieni. Z tym, że my z rakiem mamy świadomość, a pani psycholog bez raka już zgubiła tą świadomość. I chyba dlatego nie czuję potrzeby rozmów z tak źle przygotowanymi do zawodu psychologami. Może to przekłamanie dziennikarskie, ale wykopałabym każdego, kto zamiast mnie wesprzeć po usłyszeniu diagnozy każe mi założyć śmierć i porządkować papiery zamiast żyć tak jakby nic się nie stało poza tym, że trzeba się leczyć. Jeśli ktoś kazałby mi uczyć moją rodzinę jak mają ze mną rozmawiać, to usłyszy moje pytanie:
- Zakładasz że moja rodzina to sami idioci, którzy nie potrafią poszukać informacji i zachować się godnie? Jeśli tak zakładasz i jeśli taka jest prawda, to szkoda mojego życia na edukację i pocieszanie,  bo za długo robiłam coś za kogoś. Czas zacząć żyć za siebie i dla tych, którym nie trzeba wyjaśniać jak się zachować. Zwłaszcza, że ze swojego doświadczenia wiem, że można tłumaczyć, prosić, a i tak rodzina wie lepiej i wgapi się w ciebie jakby szukała oznak przedśmiertnych, pokazując cały asortyment strachu. Ja tego nie kupuję i nie życzę sobie. Ze swoimi lękami musiałam sobie poradzić, chociaż były niemałe. Dlaczego mam ogarniać lęki wszystkich w rodzinie?
Nic z tego....
Zabrałam się za życie. Na razie bardzo powoli, czasem jakiś wypad na carboot, czy nad rzekę już z aparatem. Daje radę dźwigać lustro z obiektywem i od razu czuję się lepiej. Najpierw na ogrodzie, Patio już zrobione i powoli ogarniamy do końca nasze miejsce do życia czasem leniuchując, czasem pracując, czasem bawiąc się tak jak lubimy:



A to odnoga Wensum, jak każda w Norwich pełna łódek i sprzętu pływającego. Norwich kocham za całokształt, ale głównie właśnie za takie podejście do życia. Żyj i daj żyć innym. Jakie to różne od tego, co dotychczas miałam......



 



A od dwóch dni bawię się w scrapbooking i to wciąga:



Wiecie za co kocham moja córkę? Za to że cały czas jest ze mną. Kiedy było ciężko, trzymała za rękę i mówiła:
- jestem tu, spróbuj jeszcze raz. Wiem że ci ciężko, ale jesteś silna, a ja będę tu cały czas z tobą i nie odpuszczę. Potrafiła wsiąść w auto i pojechać po coś co zaledwie wydawało mi się, że zjem. Była cały czas i w każdej chwili wspierająca, obecna i zawsze z pozytywnym uśmiechem i wiarą że dam radę. Takiej osoby życzę każdemu, kogo spotka taka diagnoza. Łatwiej się zaprzeć i walczyć, kiedy ma się takie wsparcie.





2 komentarze:

Grazyna pisze...

Podziwiam odwage, silna wole....no i tak w ogole.... wlasciwie to cie...... generalnie podziwiam !
Gratuluje fantastycznej rodzinki !

Babcia wielofunkcyjna pisze...

Nie ma za co podziwiać, po prostu kiedy nam zajrzy nieuchronne w oczy, to po szoku nie ma innego wyjścia jak się pozbierać i wykorzystywać każdą godzinę najlepiej jak potrafimy :) A moją rodzinę mam kochaną i to najlepiej mi w życiu mimo wszystko wyszło :) Pozdrawiam Cię Grażynko ciepło i czekam na jakiś wpis u Ciebie :)