11 stycznia 2015

Chciałam to mam.

Wczoraj telefon od rana do szpitala, bo nie ma to jak zaliczyć ściany w oczekiwaniu na wynik. Jeszcze trochę, a nauczę się chodzić po suficie bez podparcia. No ale dzisiaj przyszedł list z zaproszeniem na wizytę do mojego doktora i znowu mam problem z sobą. Do tej pory każda taka wizyta kończyła się mało przyjemnym stwierdzeniem: na materiale dowodowym widzimy coś takiego lekko niepokojącego i trzeba wykonać jeszcze dodatkowe badania. Teraz mam usłyszeć czy moje płuca nie doznały przerzutów, bo jeśli doznały, to.... ma ktoś kapsułki cyjanku na wszelki wypadek? Słowo, że żartowałam i słowo, że mój żart ostatnimi czasy stał się strasznie cyniczny. No ale jakieś przywileje z powodu choroby wypada sobie wykopać i kultywować.

Ale jak o raku, to powiem, że odrabiam lekcje i wiem, że wszyscy zgodnie twierdzą, że 50% sukcesu to nasze nastawienie, więc jakby co, to mój krab jest mało istotny, a właściwie go nie ma, tylko medycyna twierdzi inaczej. Wszystko co mnie na dzisiaj interesuje, to jak sobie z nim radzi te statystyczne 5% błędu, który żyje mimo diagnoz o szybkim zejściu. Niektóre metody są jak ze średniowiecza i te zostawiam na stan beznadziejny, a teraz zajmuję się tymi bardziej racjonalnymi.

Dużo w sieci piszą o witaminie B17. Ponad 50 lat temu biochemik Ernst Krebs zidentyfikował witaminę B17 oraz przyjął hipotezę, że rak jest skutkiem niedoboru w naszym organizmie witaminy B17. Bardzo mało jest jej w naszym codziennym jedzeniu, a tym samym w naszych organizmach. Witamina B17 to inaczej amigdalina. Co prawda nie wpadłoby mi do głowy pójść do apteki i bez wiedzy lekarza łykać jakieś witaminki, ale artykuł był na tyle intrygujący, że zaczęłam szukać, w czym przede wszystkim występuje ta witamina. I żeby nie być gołosłowną, to większość produktów, które zalecają książki o naturalnym wspomaganiu leczenia raka, zawierają witaminę B17.

Witamina B17 występuje

                   w pestkach:

  • jabłek, 
  • moreli, 
  • wiśni, 
  • nektarynek, 
  • brzoskwiń, 
  • gruszek, 
  • śliwek, 

                w owocach:
  • jeżyn, 
  • leśnych jagód, 
  • aronii, 
  • żurawiny błotnej, 
  • dzikiego bzu, 
  • maliny, 
  • truskawek,



  • fasoli, 
  • ciecierzycy, 
  • fasoli półksiężycowej, 
  • fasoli ozdobnej, 

  • gorzkich migdałach, 
  • orzechach makadamia (podobne do laskowych), 
  • orzechach nerkowca,

               kiełkach:

  • soczewicy, 
  • fasoli mung, 


                nasionach:

  • lnu, 
  • sezamu, 
  • chia (szałwia hiszpańska), 


               trawach:

  • akacji (Acacia Mill.),
  •  alfalfa (skiełkowanej), 
  • wodnych trawach, 
  • sorgo alepejskiego (Sorghum halepense (L.) Pers.), 
  • trojeści amerykańskiej (Asclepias syriaca), 
  • pszenicy,


               kaszach:

  • owsa, 
  • jęczmienia, 
  • brązowego ryżu, 
  • gryki, 
  • chia, 
  • lnu, 
  • prosa, 
  • żyta, 
  • wyki, 
  • pszenicy (jagody).


                i także:

  • pędach bambusa, 
  • roślinie fuschia, 
  • Sorgo (Sorghum Moench), 
  • dzikiej hortensji.



Według E. Krebs, aby przyswoić dzienną dawkę witaminy B17 należy po pierwsze, zjadać całą zawartość "witaminy B17", czyli owoce w całości (z nasionami włącznie), ale nie należy jeść większej ilości nasion ponad te, które były w całym zjedzonym owocu.

Na przykład: Jeżeli zjesz dziennie 3 jabłka (w całości z pestkami), to nie musisz już zjadać dodatkowych pestek z jabłek.

 Po drugie, jedno jądro pestki z brzoskwini lub moreli na ok 4,5 kg masy ciała uważa się za więcej niż wystarczająca ilość w profilaktyce raka, choć dokładna liczba może się różnić dla osoby z indywidualnym metabolizmem i nawykami żywieniowymi.

Na przykład: człowiek o masie 77 kg może zjeść 17 jąder pestek moreli lub brzoskwini na dzień i będzie to biologicznie rozsądna ilość "witaminy B17".

I należy pamiętać, że jak we wszystkim, niedobór jak i nadmiar szkodzi.

Ja po prostu racjonalnie wrzuciłam z listy po dwa składniki do jadłospisu, codziennie staram się, żeby to były dwa inne składniki i zobaczymy co z tego wyniknie. Nadal nie czuję się chora na raka. Czasem jestem tyko trochę zmęczona. tylko mój organizm tak ma, nie chce uwierzyć w chorobę, nawet jak to pisze czarne na białym i dużymi literami....

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

czwartki będą mi się śniły po nocach ... Trzymam kciuki i czekam na wieści USS

Babcia wielofunkcyjna pisze...

Mi już się śnią... Przynajmniej nie czekam sama :)))