20 grudnia 2014

Łosoś marnowany a la Gravlax

No i co ja mam zrobić.... Dzisiaj był bardzo pracowity dzień. Nie to żebym się zmęczyła, co to to nie. Jest całkiem pozytywnie pod względem pracowitości świątecznej. Miałam do zrobienia łososia a la gravlax i amoniaczki, o których ostatnio tak się zgadało jakoś.
Dzień zaczęłyśmy od zakupów. Z Dominiką na pokładzie ruszyłyśmy po marketach i polskim naszym ukochanym Jaśku,  gdzie to co polskie jest świeże, pyszne i obsługa zawsze pozytywna. 
Lubimy bardzo ten przedświąteczny czas, gdzie robimy same potrawy ulubione przez nas z długiej listy tradycyjnych potraw, często lekko modyfikowanych przez lata.
Już kolejny rok odpuszczamy sobie karpia z Polski. Jego cena na wyspie jest tak wysoka, że dobrze przebija cenę łososia. Nie mamy więc problemu, co chcemy. Łosoś z grilla, łosoś z patelni, łosoś na parze a ostatnio właśnie naszło mnie sprawdzić na naszych podniebieniach, jak smakuje osławiony łosoś na surowo tzw. gravlax w wersji lekko zmodyfikowanej. Podpierałam się tyloma stronami, że wspomnę rosyjskie strony kulinarne i strona z Gravlaxem pani prezydentowej a i wersja White plate też jest interesująca. Z całości powstało co zapisuję poniżej.  No to nie ma co wymyślać, trzeba to co zrobiłam opisać.

Łosoś marnowany a la Gravlax 

produkty:

filet łososia świeżego ze skórą co najmniej pół kilograma 

3 łyżki soli grubej morskiej
2 łyżki cukru najlepiej brązowego 
pęczek koperku świeżego
50 ml czystej wódki 

kilka łyżeczek chrzanu, najlepiej świeżo startego, ale ten dobry ze słoiczka też daje radę (wzięłam dwie)
starty burak czerwony niewielki
czerwony pieprz może być biały czy odrobina chilli
skórka otarta z cytryny

Jak to zrobić:
Fileta pęsetą pozbawiam ości wszelakich, warto się potrudzić, bo kiedy zaczniemy go kroić, będziemy mieli pewność, że nikt nie będzie kawałków ości szukał między zębami.

Tak pięknie oprawionego fileta płuczemy i osuszamy w papierowych ręcznikach. 
I teraz w zależności jak nam wygodnie, albo jakie naczynie mamy pod ręką wymiarem pasujące do naszego łososia wybieramy szkło albo tak jak ja tym razem, deskę do krojenia. Na desce rozkładam folię spożywczą, w którą zawinę rybkę z całym bałaganem zaprawy.
Przygotowuję pierwszy pakiet do przykrycia ryby. Do miseczki wrzucam cukier, sól i posiekany koperek świeży i robię z tego mix. Dobrze zamieszany mix moczę alkoholem, szybko mieszając do momentu, aż zrobi mi się taki mokry piasek. Wtedy nakładam ten aromatyczny, mokry piasek na łososia, dając troszkę i od spodu, ale nie jest to konieczne.
Teraz przygotowuję drugi mix. Do startego, niewielkiego buraczka dodaję chrzan, czerwony pieprz i skórkę startą z cytryny. Po wymieszaniu warto powąchać (bardzo lubię zapachy tych mixów), po czym należy równiutko obłożyć naszego łososia dokładnie przyklepując, żeby łosoś był w każdym miejscu otulony naszymi zaprawami. 

Teraz zawijamy łososia z mixem w folię. Ja drugą warstwą folii dowijam go do deski i wstawiam pod jakiś półmisek, żeby dociążyć rybę. Co 12 godzin dobrze jest rybę rozwinąć i zlać sok, który wycieka z naszej ryby. Po czym zawinąć i obciążyć na kolejne 12 godzin. Cały proces marnowania łososia trwa 48 godzin, a po tym czasie pozbawiamy łososia zaprawy i kroimy jak łososia wędzonego zawsze w kierunku ogona. 
Jemy prosto krojąc, a możemy również skroić kawałki i z pieprzem koperkiem czy kaparami włożyć do słoiczka i zalać dobrą oliwą. Czas przechowywania w lodówce do 2 tygodni, po wsadzeniu w olej do słoiczka przechowujemy do miesiąca.


Smacznego!

2 komentarze:

Emma Kreatywna pisze...

Mmm... pysznie się czyta :)

Babcia wielofunkcyjna pisze...

Czekam, aż sprawdzę smak i chociaż maleńki słoiczek uda mi się zamknąć na później :)