16 maja 2022

Przełom i droga do nowego.

Ostatnie dwa miesiące to był prawdziwy roller coaster w naszym teamie, który dał nam nieźle popalić, ale wzmocnił nas i uświadomił ilu mamy w około dobrych ludzi. Sami też poczuliśmy, jak razem jesteśmy silni i nie do pokonania. Ale może jednak zacznę od początku.

W styczniu dostaliśmy wypowiedzenie najmu. Takie trzymiesięczne i jak trzeba to dłuższe, ale diecezja chce odzyskać dom, bo im się pokiereszowało i takie tam bla bla bla. Szok wielki, bo niecały tydzień wcześniej młoda po zmianie pracy usłyszała, że jednak nie dostanie umowy na stałe i była w trakcie poszukiwania nowej pracy. Mi zależało, żeby to nie była praca byle co, tylko taka, w której idzie dalej i nie bierze na przeczekanie. No a taka praca nie leży na każdym rogu i trochę czasu na znalezienie jej potrzeba. 
Wiec w skrócie, na końcu stycznia byliśmy głęboko w du..e, że tak obrazowo napiszę. Siadłam do rachunków i musiałam trochę się pogimnastykować z moim teamem, żeby przekonać siebie i ich, że damy radę ze wszystkim. Oczywiście nie będzie łatwo, bo nagromadziłam sporo rzeczy, ale też nie będzie strasznie trudno. Córka miała najtrudniejsze zadania, znalezienie dobrej pracy i domu pasującego do naszych potrzeb. Rynem mieszkań w styczniu ma lekki zastój, co frustruje, bo nas ogranicza teren i czas. Poinstalowałyśmy apki do firm, kilka odwiedziła osobiście i usłyszała, że będzie dobrze i zaczynają szukać. Ale w rezultacie nasz leader znalazł dom i już po opisie mieliśmy dobre przeczucia. Do szkoły 8 mil, 4 sypialnie, w wiosce, którą znamy i lubimy, bo blisko naszego lasu. W bonusie ładny ogród i solidna sześciopalnikowa kuchenka z podwójnym piekarnikiem. Na dole fajne pomieszczenie na pracownie. Złożyliśmy aplikację i polegliśmy. Klęska zabolało, bo co prawda już Malwina pracowała w nowej firmie, ale życie na kartonach to najgorsze, co można sobie zafundować. No ale koniec końców z nowej pracy, podpowiedzieli, żeby zajrzała do agencji w mniejszych miasteczkach.


To był strzał w dziesiątkę. Tym sposobem już pierwszego dnia umówiła dwa spotkania na oglądanie domu z czego jeden z domów pasował do nas jak ulał. Malwina przyjechała "zaczarowana" salonem z prawdziwym kominkiem na drewno, dużym korytarzem i piękną kuchnią, a to wszystko okraszone  parkiem i żeby było z wisienką na torcie to dom ma ponad 150 lat i pochodzi z epoki wiktoriańskiej z ciekawą historią i własną nazwą zamiast numeru. Nie napalaliśmy się za bardzo nauczeniu poprzednią klęską, ale w duchu każdy liczył, że nie będzie dużo chętnych na wynajem i podpiszemy umowę. 
Ilość papierów była duża, trochę problemowy był fakt zmiany pracy, ale mieliśmy taką ilość poparcia, że dziś cieszy nas zadowolenie wynajmującej, firmy i nasze własne. Mieszkamy w Linden Lee drugi miesiąc i mieszka nam się tutaj bardzo dobrze. 



Brak komentarzy: