12 grudnia 2017

Dałam radę...

Teoretycznie umawiamy się z Liz na godzinę nauki w poniedziałek i kwadrans pogaduszek w środę. A praktyka zupełnie z teorią się nie chce nam pokryć. Dzisiaj na ten przykład Liz przyszła zaraz po dziesiątej i przy imbirowym napoju Malwiny przegadałyśmy o klęskach żywiołowych do dwunastej.... Pomijam słownictwo, bo przy tej okazji poznaję mnóstwo nowych słów, zwrotów, ale dynamika tych rozmów zaczyna mnie przerażać. Przecież ja nie umiem gadać po angielsku!!! A po dwóch godzinach słyszę, że właściwie zaczniemy skupiać się tylko na gadaniu, bo gramatyka wyjdzie przy okazji. No i tak mamy w wielu tematach podobne zdanie. Trump to klęska USA, tak jak May nie daje rady w UK, bo marny z niej lider partii i planu na brexit jak nie miała, tak nie ma.
Porównałyśmy pogodę w UK i w Polsce. Różnice klimatów. Dzisiaj dałyśmy spokój dzieciom, bo Liz jedzie z synem na święta do Londynu, więc obgadałyśmy co kogo ominie, a co na kogo spadnie.
Mam całą bazę słów i zwrotów na określenie pogody, gramatykę jak z rzeczownika tworzymy czasowniki, czy przymiotniki i kiedy można a kiedy rzeczownik nie ma odpowiednika czasownika i ... już było południe...
Zawsze mam ten skurcz żołądka, że nie dam rady rozmawiać z Liz i kiedy wchodzi z uśmiechem i pozytywnym nastawieniem do życia wszystko odpływa i lekcja staje się wielką przygodą. To ciekawe doświadczenie i tylko moje dziewczyny i Liz upewniają mnie, że jest postęp, bo ja czasem go nie potrafię dostrzec, chociażby dlatego, że widzę górę wiedzy do zdobycia i ograniczony czas.