20 października 2017

Piąteczek z uśmiechem na twarzy.

Piąteczek za mną. Minął jak chwila, chociaż jak się zastanowić to sporo udało się mi się dzisiaj zrobić. Od rana chlebek domowy dla Rafała, a przy okazji zamówiłam drobne 8 kilogramów karkówki bez kości z pięknym mięsem. Tłustego dokładnie akurat na dobrą kiełbaskę, karkówkę wycięłam i pokroiłam do zaprawienia na niedzielne grillowanie, co trzeba było zmieliłam w mojej nowej maszynie do mielenia mięsa i nadziewania kiełbasy. Po prostu aż chce się robić. Dominice upiekłam chlebek tostowy taki jak lubi i bułeczki. Znalazłam słoik prażonych jabłek więc szybko zamieszałam w maszynie kruche ciasto na szarlotkę i między chlebkami upiekłam korzystając z rozgrzanego piekarnika. Na tym wszystkim nakryła mnie Malwina i nie miała siły nawet na mnie marudzić, że przesadzam bo zapach zrobił swoje. Uchlasnęła kromę i podzieliła mi mięsko na elemenciki fachowo. A za chwilę znowu pojechała do pracy, bo .... tak trzeba mamo...
A ja dokończyłam co zaczęłam, ogarnęłam kuchnię. Wieczorem Rafał wpadł po chlebek i po chwili gnał dalej bo jeszcze mnóstwo pracy przed nim a piątek nie jest z gumy. Ja zrobiłam sobie kawunię, ukroiłam szarlotkę i wreszcie usiadłam sobie w ciszy i spokoju. Życie jest piękne i pełne pozytywnych wibracji. Czasem coś zazgrzyta, ale zgrzyty uświadamiają nam zaledwie, że nic nie trwa wiecznie w niezmienionej formie.

A teraz jeszcze spokojnie poszukam jakiejś ciekawej zaprawy dla wieprzowiny, bo jutro trzeba wrócić do mięsa i dokończyć co się zaczęło.
 Bo to co w szynkowarze to tylko jedna część z ośmiu do ogarnięcia jutro.