13 października 2017

Kilka dni z życiorysu....

No i nie wiem za bardzo jak zacząć. Bo uwierzyłam że już jestem zdrowa i tylko wystarczy popracować nad kondycją a to okazało się założenie z grubym błędem, o czym życie dotkliwie dało mi znać.
Październik to czas wyjazdów do lasu, aktywnego gotowania w kuchni a to jeszcze ogródek, angielski, wnuczka i właściwie zaakceptowałam mój stan zmęczenia, zrzuciłam go na menopauzę i żyłam najlepiej jak się da. Aż do feralnego poniedziałku, kiedy zaczęło pobolewać podbrzusze, a po wizycie kuriera po prostu musiałam się położyć. Nie pierwszy raz musiałam się w ciągu dnia położyć, ale tym razem ból zaczął się nasilać i z każdym dniem wracał w gorszej wersji, aż koło środy pociągnął całą lewą stronę od kolana po pachę i musiałam powiedzieć moim, że się wypisuję z codziennych obowiązków na ile tylko się da. Dzisiaj mamy piątek, a ja nadal żyję w poziomie z pilotem od łóżka w ręku i zastanawiam się, czy dotrwam do wizyty w czwartek w szpitalu, czy nie i będzie trzeba robić rewolucję w domu.
Nie lubię tego zamieszania w domu z mojego powodu, ale powiem, że mnie nasi znajomi, przyjaciele i ogólnie ludzie bardzo miło zaskoczyli. Po pierwsze moja najbliższa rodzina... Mąż porobił zakupy, posprzątał mieszkanie i miałam cały full serwis do łóżka, córka przejęła kuchnię i chińszczyzna w jej wydaniu to pychota, chociażby dlatego warto jest poleżeć. Szef córki kiedy dowiedział się, że muszę leżeć, stwierdził krótko:
- Twoja mama nie może być sama, więc Ben cię zawiezie i jakby co to dzwoń, pomożemy we wszystkim. - Ma to znaczenie, zwłaszcza, że auto Malwiny rozsypało się i dopiero w sobotę Maciek będzie je składał do końca w jeden jeżdżący egzemplarz. Marzena dzwoni codziennie i sprawdza czy żyję i czy czego nie trzeba, bo ta załoga.... po prostu kocham ludzi, właśnie takich ludzi.
Już nie wspomnę o znajomych tylko z sieci, którzy potrafią słowem wzmocnić chęć walki o kolejne dni, miesiące, lata...
Zrozumiałam dzisiaj jedno. Mam zapomnieć o bieganiu, dźwiganiu i wysiłku fizycznym z naciąganiem mięśni w obrębie miednicy. Mój rak został tam utłuczony radioterapią i chemioterapią i to radioterapia zatłukła go tak, żeby się naciekiem nie posiał po innych narządach, ale też ten "upieczony stek" jest ze mną już do końca życia. Dokładając do tego moje wcześniejsze operacje nerki i jajnika, po prostu to miejsce jest narażone na wszelkie ćwiczenia wysiłkowe bardzo poważnie i zostaje mi spacerowanie, chodzenie, noszenie lekkich rzeczy i życie z uśmiechem, bez stresu i zawirowań. Teraz już wierzę, że lekarz nie żartował. Obiecuję sobie solennie nie przesadzać i oszczędzać się do obrzydzenia.
Teraz mam dwa dni rodzinę w domu, więc poleżę i trzymajcie kciuki, żeby się to nadwyrężone uspokoiło, bo jak skan w czwartek wykryje problemy to sobie spuszczę lanie za głupotę.
I pomyśleć, że dzisiaj dotarł szynkowar, a ja chciałam zrobić mielonkę do kanapek.... 

Brak komentarzy: