31 sierpnia 2017

W sklepie u Chińczyka.

Kilka dni temu znalazłyśmy wreszcie kartę do hurtowni Chińczyków. Bardzo lubię odwiedzać to miejsce ze względu na ilość azjatyckich produktów. Hurtownia jest nie duża, zawsze jest tu czyściutko i wszystkie towary poukładane na półkach. Pracuje tutaj jeden Polak, ale wczoraj go nie zastałyśmy. To nie jest problem oczywiście, bo wszystkie towary mają angielskie opisy. Przekrojówka tematyczna na półkach jest na potrzeby małej gastronomii w Norwich i okolicy. Nie brakuje tu pięknych okazów homarów, takich do 30 cm. Krewetek wszystkie wielkości, zielone glony, grzyby suszone włącznie z takimi, o których nie miałam pojęcia, że istnieją. No i oczywiście jest całe stoisko garnków, naczyń, pojemników używanych w chińskiej kuchni. Chciałabym mieć oryginalnego chińskiego woka, ale z naszą kuchenką indukcyjną mogę tylko pomarzyć, tak samo jak o kuchence na gaz z palnikami. Nie to żebym narzekała, bo kuchenkę poznałam na tyle dobrze, że potrafię ją ujarzmić i zmusić do gotowania tak jak ja chcę.
Co jeszcze przykuło moją uwagę w tym miejscu. Na pewno uprzejmość przywieziona prosto z Chin. Każda osoba tylko czeka, aż ich zaczniemy szukać wzrokiem, gotowi udzielić wyczerpującej odpowiedzi. I co w tym godne naśladowania, to brak nachalności. Można sobie spokojnie chodzić między półkami do upadłego i czytać bez próby pomagania na siłę. Ale kiedy chcemy się dowiedzieć czegoś od człowieka wystarczy podnieść głowę i się rozejrzeć. Na bank spotkamy wzrok i zaraz osobę chcącą udzielić informacji, czy pomocy.  Mało się znam na kuchni chińskiej, a tak naprawdę to wcale się na niej nie znam, ale lubię tutaj kupować kilka przypraw, bo są świeże, bardzo dobrej jakości, można dostać je tylko tutaj i ich cena jest cudownie normalna. Na pewno wszystkie sosy w butelkach od sojowych jasnych, ciemnych, z grzybami takich o których nie mam pojęcia, na pewno wiele nasionek od sezamu, kuminu, kilka ziółek, które mają opinię tych powstrzymujących raka. Co prawda w cuda że raka wyleczy soda nie wierzę i nie uwierzę, bo widziałam jak to się kończy, ale ziółka zawsze lubiłam więc dorzuciłam kilka kolejnych ziółek do ogródka, ale i na półkę. Stałam się wielką miłośniczką imbiru w każdej postaci. Od proszku do świeżego kawałka w wodzie, czy herbacie. Również trawa cytrynowa to moje klimaty i cieszę się, bo przyjęła się na mojej grządce w ogrodzie, więc będzie świeża pod ręką. Jest jeszcze tego dużo, ale te weszły do codziennego użytku i zostały na stałe.
Zdjęć od Chińczyka nie mam, bo zapomniałam wziąć aparatu, ale dorzucę przy najbliższej okazji kilka zdjęć bo towar wart pstrykania.

Brak komentarzy: