28 lipca 2017

Tydzień za tygodniem....

I zaczęły się wakacje. Dziecko ma jeszcze tydzień wolnego, wnuczka sześć tygodni, a ja odpoczywam w międzyczasie, czyli między wypalaniem płyt, robieniem pudełek, kartek, czy eco malowaniem materiałów wszelakich. Czyli jak to mówią, brak czasu towarzyszy mi cały czas i nie narzekam na nudę. Czyli jest tak jak w moich sennych marzeniach sprzed wielu lat. Rano boso na ogródek przed dom z kawą w kubku i z porannymi rozmowami, a później już wir życia wciąga i tak do wieczora, od zadania do zadania, aż czuje się to przyjemne zmęczenie w mięśniach. No może poza tym bólem kolana, które odnawia się po każdym zaparkowaniu na parkingu marketowym za blisko innego auta. Wyciskanie z mini auta nie służy starym ludziom i ich stawom.
Ale co tam, jak kolano daje za mocno w kość, to dziecko zawiezie i też jest dobrze. Tak jak wczoraj, kiedy to spędziliśmy fantastyczne popołudnie i wieczór z przyjaciółmi i zostanie w mojej pamięci ten wieczór na długo. Ten pozytywny klimat jest najcenniejszy i ta atmosfera rodzinnego ciepła, dla mnie to uczucia nie mające sobie równych w przyrodzie.
A kolejny dzień, to wyprawa nad morze i hurraaa!! Już umiem łowić krewetki i szukać kraby w czasie odpływu dość skutecznie. Oczywiście nauczyła mnie i nie tylko mnie tej sztuki Malwina. A efekty połowów możecie obejrzeć poniżej:











Duże kraby to przysmak tego regionu, czyli Cromer crab i trzeba przyznać, że to smaczny gatunek kraba. Małe to kraby jak dla nas do obejrzenia, bo nie gustujemy w zupach z kraba. Wolimy bezdyskusyjnie krewetki, których Malwina wyłowiła miseczkę i zrobiła wg przepisu Wu-zetki, czyli były świeżutkie i pyszne. I to byłoby na tyle. Dominika uzależnia się od morza jak mama i coś mi się wydaje, że będę miała dwie miłośniczki pływania i obserwacji natury. Jest dobrze. A ja po tym tygodniu jestem nieźle zmęczona i weekend chyba poodpoczywam, a przynajmniej spróbuję. 

Brak komentarzy: