13 lutego 2016

Dwa skrajne pokolenia dzisiaj rządzą.

Dzisiaj jesteśmy zdane na siebie przez 12 godzin. Znaczy wnuczka i ja. Czy to jest problem, czy szansa? W mojej opinii to super okazja na zacieśnianie więzi z wnuczką. Kiedy rodzice są na pokładzie, to mam wolne i nic w tym dziwnego, że wnuczka dba, żeby się nie nudzili. A kiedy oni mają pracę, a my zostajemy same to hulaj dusza, piekła nie ma. I od rana możemy rządzić bezkarnie w kuchni po swojemu. Więc dzisiaj powstanie danie kombinowane, czyli w slow cookerze wieprzowina w warzywach, ale ponieważ my lubimy mięso z sosem chrzanowo-musztardowym to będzie sos do sztuki mięsa i kluski śląskie, czyli nasz ulubiony zestaw, a nie koniecznie zestaw akceptowalny przez średnie pokolenie ;) One mają slow cookera z ziemniakami i już. Do tego zrobiłyśmy bułeczki kajzerki i bagietki z gotowca ale będą świeżutkie i pachnące jakbyśmy przyniosły je prosto z piekarni. Jeszcze babeczki czekoladowe dla mamy i możemy leniuchować przy minecraft, znaczy wnuczka gra i tłumaczy mi na czym ta gra polega, a ja staram się czytać. Jeszcze czekają klocki lego i craft, ale nikt nie powiedział, że nie poczekają do jutra.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to rodzice mają zajmować się dzieckiem. A babcia czasem nie może? Ja bardzo lubię być z moją wnuczką, a ona lubi ze mną. Pewnie gdybyśmy były cały czas tylko razem, to obie miałybyśmy dość, ale to bywa w takim racjonalnym umiarze, że kiedy rodzice pytają czy mogą liczyć na mnie to jesteśmy bardzo zadowolone że możemy spędzić ten czas same ze sobą.
- Mówiłaś, że nie będziesz wychowywać córce dzieci. - Przecież ja nie wychowuję nikomu dzieci. Ja czasem rozpuszczam moją wnuczkę, ale takie jest prawo babci i nie zamierzam z niego zrezygnować. Co tu jeszcze można dodać.... Kiedy ja teoretycznie miałam pomagać, a praktycznie stałam się kulą u nogi, którą codziennie trzeba było wozić do szpitala na drugi koniec miasta. Siedzieć przy mnie i pocieszać, to żadne z moich dzieci nawet nie skrzywiło się. Po prostu ja słyszałam tylko:
- Mamo za godzinę będziemy jechali do szpitala, pamiętasz? - I wieźli mnie, trzymali za łapkę i pocieszali jak umieli z siłą wodospadu. Dbali o mnie tak, że (można mi w tym miejscu bezkarnie zazdrościć dzieci)  nawet personel był pod wrażeniem naszej punktualności, systematyczności i dbałości o szczegóły. Pewnie dlatego wielokrotnie wchodziłam na naświetlania z biegu, a na chemioterapii zawsze miałam kilka fajnych foteli do wyboru. Dlatego dzisiaj mogę chociaż w niewielkim stopniu pomóc im w domu, żeby mogli popchnąć trochę spraw dla naszego wspólnego dobra do przodu. Bo czymże jest rodzina? Przecież nie szyldem pod którym staje się do zdjęć i mówi o obowiązkach, a kiedy busola obowiązków się przesuwa to dopasowuje się regulamin rodzinny do własnych potrzeb. Da mnie rodzina to słowo w którym mieści się odpowiedzialność, uczciwość, szczerość do bólu ale i miłość, wspieranie rozumne, wtedy  kiedy wiemy, że bez naszej pomocy straty będą większe niż zyski z nauki samodzielności.


 Dzisiaj nasz dom jest takim jaki marzył mi się dawno dawno temu i zawsze słyszałam, że mam za wielkie marzenia, które nie przystają do rzeczywistości. Już myślałam, że to niemożliwe, a tu taki psikus na drodze. Miło mieszkać w domu w którym na śniadanie dostaje się kawę z uśmiechem a często gazetkę do crafta i dzień upływa bez zbędnego zadęcia i zawzięcia bo plan zbyt napięty, żeby się sam zapiął.



 A my się zadęłyśmy i pobawiłyśmy się w kuchni jak szalone, jutro już zrobimy czekoladowy krem a dzisiaj degustacja i bajki.

Brak komentarzy: