3 stycznia 2016

Deszczowy wypad na foki

W całym domu pachnie slow cooker'em, a raczej wołowiną w warzywach, które z rana córka wstawiła do tego angielskiego wynalazku zanim wyruszyliśmy nad Morze Północne do miejsca, gdzie co roku foki gremialnie od końca sierpnia, września przejmują kawał piaszczystej plaży na swoje gody, a później porody młodych foczek.  Kiedy ponad rok temu dzieci zawiozły mnie na Horsey Warren i na odległość kilkunastu metrów mogłam podejść do fok, byłam oczarowana. Był koniec sierpnia, piękna pogoda, chociaż wiało niemiłosiernie. Miałam całkiem niezły obiektyw i mogłam pstrykać do woli. Tutaj jest ten wielki katalog zdjęć. Później były jeszcze wyprawy w to fantastyczne miejsce. Gdzie przed moim rakiem córka była wolontariuszem tych foczek i mogłam dzięki niej bezpiecznie podejść żeby zrobić zdjęcia.   Później pojechaliśmy tak w październiku, kiedy plaża jest już przekazana fokom i zabezpieczona przez wolontariuszy tak, żeby foki miały spokój, a tacy maniacy jak my mogli przyjechać i pooglądać z dalszej perspektywy porody na żywo, czy maleńkie, puszyste oseski focze. Wtedy też mieliśmy szczęście do pogody, było zimno, wietrznie, ale nie padał deszcz. Tutaj kilka zdjęć z tej wyprawy.
A dzisiaj mieliśmy niezłego pecha. Dzień zapowiadał się na chłodny i pochmurny, ale nic nie zwiastowało deszczu. Wybraliśmy się więc rodzinnie na foczą wyprawę i już od połowy trasy na wybrzeże, zaczęło padać. Najpierw delikatna mżawka, później deszczyk, a jak zajechaliśmy na miejsce, to regularnie padało. Co w Anglii jest normalne, więc dla żadnego tubylca taki deszcz nie jest przeszkodą w realizacji pomysłów wszelakich. Dla nas też przestaje być przeszkodą, chociaż ja po takich wypadach mam komfort wzorcowy. Mogę leżeć w łóżku i obrabiać filmik z głuptaka dla Was, żeby choć troszeczkę przybliżyć nastrój tego dnia. Oszczędziłam tylko Wam wrażeń słuchowych i wycięłam z filmiku wszelki dźwięk. Chociaż myślę, czy nie dodać jakiegoś delikatnego szumu morza.
Tak więc poniżej to co dzisiaj udało mi się w tej aurze zachować na głuptaku, bo lustro z teleobiektywem żal mi było narazić na zamoczenie:







I kawalątek filmiku, a na komórce mam chyba zdjęcie stanu foczątek z 31.12.2015. Więc dokleję jak się zbiorę w jeden kawałek.


A na razie idę wcisnąć w siebie trochę białka ;)))


Ponieważ znalazłam kawałeczek filmiku z zeszłego roku, kiedy to w sierpniu wybraliśmy się na spotkanie z fokami to wklejam link poniżej przepraszając za jakość i obiecując, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby w tym roku zrobić sensowniejszy materiał z tego miejsca. Myślę że warto:


1 komentarz:

Joanna Wiśniewska pisze...

Sliczne foczki! A ile osob jest tam aby je ogladac.
Milego dnia :)
Asia