5 grudnia 2015

Taki tam dzień z deszczem.

Święta coraz bliżej, a u nas coraz mniej miejsca na strychu na prezenty. W tym roku moje dzieci ogarnął szał świąteczny właściwie zaraz po Halloween i Zaduszkach. No i zaczęło się od kolorowych papierów do pakowania. Zupełnie nietypowo, ale takich papierów nie sposób było nie kupić. A później to już poszło lawinowo....
Tym sposobem choinka pewnie będzie miała tylko trzy gałęzie na czubku, żeby prezenty pod nią miały szansę się zmieścić. Ja mam już przygotowany przepis na indyka w tradycyjnie angielskim wykonaniu. Bo oczywiście święta będą polsko-angielskie. Emigracja ma swoje prawa, które wypada szanować bezdyskusyjnie i brać pod uwagę miejsce pobytu i własne korzenie na równi. Przynajmniej tak to u nas działa.
A ja cieszę się jak dziecko z tych wspólnych świąt, bo każdy kolejny rok to rok darowany przez życie i przez sam ten fakt musi być doceniony. Czuję się tutaj tak bezpiecznie, jak nigdy dotąd. Dzieciaki pilnują mnie jakbym miała wartość co najmniej losu na dobrej loterii. Malwina rozwija swój biznes w spokojnym stylu, ale cały czas do przodu. Cieszę się z jej małych zwycięstw i o ile tylko mogę, to wspieram jak się da. Maciek jest coraz lepszy w mechanice i elektryce, o webmasterce nie wspomnę, bo ostatnio ma na wszystko mało czasu. Praca, dom, studia, to już sporo. A oni.... jeszcze rozpieszczają mnie tak, że czasem aż głupio...
Teraz nastała angielska jesień, czyli mokro, ciepło i grypa szaleje. U nas już kolejny raz przetacza się przez dom. Przynosi ją albo najmłodsza, albo dzieci, albo powietrze i całe szczęście, że stajemy się na te wirusy coraz bardziej odporni. Już nie ścina z nóg na kilka dni tak, że trudno się podnieść z rozsądku nawet, a co dopiero funkcjonować normalnie. Przydałoby się trochę mrozu, żeby komary i pająki poszły sobie, a tu po angielsku nadal jesiennie i mokro. Przetrwamy, bo my tak mamy, że im trudniej tym silniejsi i bardziej zwarci.
A święta z pyłem gwiezdnym coraz bliżej....... Może wraz ze świętami warto zastanowić się, skąd bierze się rasizm? Jak to się dzieje, że światły człowiek wierzy w to, że biała skóra gwarantuje 'lepszość'? Jakim cudem można uwierzyć, że mieszkając w konkretnym kraju jest się naznaczonym złem, albo dobrem? Jak można wmówić sobie, że wychowanie w bardzo dobrej rodzinie gwarantuje bardzo dobre wykształcenie czy wychowanie, a w patologicznej przekreśla taką szansę raz na zawsze? Klejenie ludziom etykietek zawsze mnie brzydziło. Mam przyjaciółkę, której cała rodzina była na bakier z prawem, w przyjaźni z alkoholem i złodziejami, a ona.... czysta jak kryształ, wykształcona dzięki szczęściu do dobrych ludzi i sile, która w niej wzięła się z tego, co życie jej przyniosło. Dla mnie najcenniejszy człowiek, bo świadczący, że nic nie jest czarne, albo białe, nigdzie nie można przylepiać łaty, dopóki nie poznamy i nie ocenimy uczciwie sami. Bo jeśli zawierzymy stereotypom, może się okazać, że też zrobimy sobie kuku na własne życzenie ;)))

Czytam ostatnio dużo o powrocie do zdrowia z rakiem, a raczej jak żyć z rakiem i nie dać się zwariować. Cieszy mnie, że dziewczyny otwarcie piszą o naszym paskudzie i bez owijania w bawełnę o tym wszystkim co z nim związane, bo czasem faktycznie czuję się jakbym zaczynała żyć na dziwnej planecie, gdzie coś przestaje działać jak należy, tak bez ostrzeżenia a ja nie mam nawet gdzie sprawdzić, co może być tego przyczyną. Co do depresji to dopadła i mnie, nie raz, ale ostatnio mocno rzuciła na ziemię, bo dowiedziałam się, że całej długiej listy leków nie mogę wziąć na dolegliwości wcale nieprzyjemne i muszę te dolegliwości zaakceptować, bo leki może pomogą na dolegliwości, ale zwiększają szansę powrotu raczyska.
Na szczęście moja ekipa nie zostawiła mnie samą z tym wszystkim i mam wzorcowo dobrane leki na depresję. Nie miałam pojęcia, że na tym polu jest tak wielki postęp. Kiedyś dawali relanium albo oxazepam i chodził człowiek zamulony do granic absurdu próbując się podnieść. Teraz mam tabletkę raz dziennie, która poprawia nastrój i koi nerwy. Da się żyć dość normalnie. Nawet można prowadzić bezkarnie auto i mniej myśleć o raku, a więcej o tym, co można dobrego zrobić na święta i dla najbliższych mi. No i najważniejsze, że nie uzależnia. Powiem tak, wcale łatwo nie jest z nową świadomością kruchości życia, ale kruchość życia da się zaakceptować i zaakceptować a nawet docenić wiedzę płynącą z doświadczania życia w nowej rzeczywistości.

A cały czas uczę się tworząc sobie moje małe prace na potrzeby znajomych bliższych i dalszych, a przede wszystkim dla przyjemności.



Polecam, bo to wielce relaksujące zajęcie.

Brak komentarzy: