Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo wcześnie. Budzę się o świcie żeby zrobić prasówkę, okryć wnuczkę i tak schodzi mi do 8 rano, kiedy to córka budzi wnuczkę i szykuje ją do szkoły, w międzyczasie robiąc kawę dla nas i śniadanko dla małej.
Mamy wtedy swój czas na poranne pogaduchy i planowanie dnia. Dzisiejszy dzień miał być taki twórczy i w domu, ale jeden telefon pozmieniał plany. No i spojrzenie w kalendarz zamieszało jeszcze bardziej. O 10 w szkole czytanie dzieciom bajek przez rodziców. To angielski zwyczaj szkolny, kiedy to raz czy dwa razy w miesiącu rodzice mogą a nawet powinni wpaść do szkoły na pół godzinki i poczytać własnym czy przyszywanym dzieciakom bajki. To też sposób na integrację zespołu klasowego, a rodzicom daje możliwość obserwacji dziecka na tle klasy. Tak więc moje dziewczyny ruszyły do szkoły a ja do kuchni. A jeszcze telefon.... Córka zgodziła się na dodatkową pracę, więc po południu pojedzie do pracy, w między czasie wróci synek i tak ten dzień się pokula do wieczora.
A ja mam zaplanowane pranie, gotowanie i jakiś scrap na deser.
A nie, mam dwie prośby ;))) Fasolka po bretońsku, która nigdy Bretanii nie widziała i na weekend zupa z brukwi, która została polubiona przez wszystkich w domu.
No i właśnie tak myślę, jak powinien wyglądać blog i nadal uważam że mój wygląda jak śmietniczek.
Jest i o raku, i o gotowaniu, scrapowaniu, filcowaniu okraszone to zdjęciami i nie rozdzielę tego w żaden sposób, bo nie dam rady prowadzić kilku blogów i żyć. Zostaję przy wersji śmietniczka. Więc właśnie tak mniej więcej wygląda mój dzień codzienny. Oczywiście są dni kiedy jedziemy do lasu i wtedy biorę aparat, są dni kiedy jedziemy nad morze i uwielbiam te wyjazdy. Są też dni, które najbardziej lubię, kiedy jedziemy szlakiem rękodzieła i wydaję moje zaskórniaki na materiały i narzędzia niezbędne do scrapbookingu.
A teraz znikam już do pracy, a Was ciepło pozdrawiam.
Mamy wtedy swój czas na poranne pogaduchy i planowanie dnia. Dzisiejszy dzień miał być taki twórczy i w domu, ale jeden telefon pozmieniał plany. No i spojrzenie w kalendarz zamieszało jeszcze bardziej. O 10 w szkole czytanie dzieciom bajek przez rodziców. To angielski zwyczaj szkolny, kiedy to raz czy dwa razy w miesiącu rodzice mogą a nawet powinni wpaść do szkoły na pół godzinki i poczytać własnym czy przyszywanym dzieciakom bajki. To też sposób na integrację zespołu klasowego, a rodzicom daje możliwość obserwacji dziecka na tle klasy. Tak więc moje dziewczyny ruszyły do szkoły a ja do kuchni. A jeszcze telefon.... Córka zgodziła się na dodatkową pracę, więc po południu pojedzie do pracy, w między czasie wróci synek i tak ten dzień się pokula do wieczora.
A ja mam zaplanowane pranie, gotowanie i jakiś scrap na deser.
A nie, mam dwie prośby ;))) Fasolka po bretońsku, która nigdy Bretanii nie widziała i na weekend zupa z brukwi, która została polubiona przez wszystkich w domu.
No i właśnie tak myślę, jak powinien wyglądać blog i nadal uważam że mój wygląda jak śmietniczek.
Jest i o raku, i o gotowaniu, scrapowaniu, filcowaniu okraszone to zdjęciami i nie rozdzielę tego w żaden sposób, bo nie dam rady prowadzić kilku blogów i żyć. Zostaję przy wersji śmietniczka. Więc właśnie tak mniej więcej wygląda mój dzień codzienny. Oczywiście są dni kiedy jedziemy do lasu i wtedy biorę aparat, są dni kiedy jedziemy nad morze i uwielbiam te wyjazdy. Są też dni, które najbardziej lubię, kiedy jedziemy szlakiem rękodzieła i wydaję moje zaskórniaki na materiały i narzędzia niezbędne do scrapbookingu.
A teraz znikam już do pracy, a Was ciepło pozdrawiam.
3 komentarze:
Podzielam wybor. Smietniczek!!! Cieplutko pozdrawiam
No to zostaję przy śmietniczku :))
Prześlij komentarz