No to zabieram się do pracy. To pomaga bardzo i to jest najważniejsze teraz, żeby nauczyć się wyłączać myślenie, które przeszkadza żyć normalnie. Tak więc wczoraj pojechaliśmy wybrać burunduki. Obiecałam sobie jeszcze w szpitalu, że jak wyjdę ze szpitala i stanę na nogi, to będę układać burunduki. Fantastyczne wiewióry, które można udomowić. Dlaczego burunduki? Bo żyją 5 lat, czyli tyle, ile ja będę pod ścisłym nadzorem. No i mam zaklepaną parkę burunduków. Jeden biały drugi naturszczyk. Do tego poznaliśmy człowieka, który na emeryturze ma gospodarstwo i 200 zwierzaków.... Konie, owce wszystkie 7 ras lokowanych, papugi, konie, kozy, kanarki, alpaki itd. No i oczywiście rozmowy zeszły na owce, na czas strzyżenia itd. Dominika dotykała wszystkich zwierzaków, o każdym dowiadywała się ciekawostek, a ja jestem wstępnie umówiona na wełnę, strzyżenie oczywiście odbiór burunduków za około tydzień.
Zdjęć nie zrobiłam, bo z tego wszystkiego zapomniałam o bożym świecie. Wiewióry są cudne.....
A jeśli chodzi o moje rękodzieło to moja córeczka porobiła ostatnio zdjęcia moich kartek i materiałów do kartek, więc pokazuję:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz