5 kwietnia 2015

Wielkanocny poranek.

Święta, święta a ja się zastanawiam czy siadać przy stole z rodziną, czy bezpieczniej jeszcze poleżeć. Kusi biała z chrzanem i pozycja pionowa, ale ..... no właśnie to ale jest najtrudniejsze do ocenienia.
Niby już żołądek się uspokoił i nie robi gwałtownych i nieprzewidywalnych rewolucji, ale została nadwrażliwość na zapachy psa tropiącego. Obrzydliwie dokuczliwy stan, bo żaden z zapachów nie jest pozytywny w takim stężeniu jakie odbiera mój biedny nos.... Co najgorsze nawet zapach kwiatów zamienia się w coś plastikowo-chemicznego i daje tak ostro popalić, a do tego trudno znaleźć właściwe źródło tego smrodu/zapachu....  Śpię przy otwartym oknie, pilnując żeby nie trafiło mnie jakieś zapalenie płuc, czy inne świństwo, ale śpię i przynajmniej się wysypiam :)

Dzisiaj rano w Anglii lata wielkanocny zajączek i gubi po ogródkach czekoladowe jajka. Dzieci z koszyczkami szukają zająca i znajdują te jajeczka. Mistrzowie  poszukiwań potrafią zapełnić koszyczek po brzegi ;)))) Zwyczaj bardzo sympatyczny i dzieciaki może właśnie dlatego lubią tutaj wszystkie święta, ja je lubię za brak zadęcia, pouczania na każdym kroku i brak tych kosmicznych zbroi garniturowo/sukienkowych koronek przy każdej okazji. Jest po prostu normalniej i sympatyczniej, a na pewno inaczej.

A ja nadal odpoczywam i analizuję słowo rodzina w różnych konstelacjach. Szkoda, że rodzinna praktyka nijak się ma do teoretyzowania niektórych wybitnie zdolnych od ocen innych, a braku lustra we własnym temacie. No ale jak to mówią, u innych drobina piasku urasta do wielkości głazu, a u siebie trudno zobaczyć belki i czarne plamy. Religia faktycznie ułatwia, trzy razy stukniecie w konfesjonał myje sumienie i pozwala grzeszyć dalej....
Life is brutal, i tyle w tym temacie :D



Brak komentarzy: