4 lutego 2015

Światowy dzień walki z rakiem

Po raz pierwszy ten dzień ma dla mnie zupełnie inny wydźwięk jak przez poprzednie lata. Do tej pory był to jeszcze jeden światowy dzień z którego niewiele wynika i który niewiele zmienia w mentalności. Rak nie dotyczył nikogo z mojej rodziny, więc żyłam w przeświadczeniu, że mnie nie dotknie. Tak, badania profilaktycznie jak na jakiś czas, okazało się że powinny coś wykryć, a po pogrzebaniu w tym jak powinny być przeprowadzane to po prostu mogły być do śmietnika wrzucone. Dlaczego? Czy pytał was lekarz/położna czy robiliście w ciągu ostatnich 48 godzin płukanie/irygację pochwy? Czy pytał was lekarz czy w ostatnich 2-3 dniach robiliście badanie USG, czy użyliście do higieny intymnej mydła, czy żelu, czy mieliście stosunek w ciągu ostatnich 48 godzin?
No to obejrzyjcie film instruktażowy i odpowiedzcie sobie same:

 No właśnie, wywiad jest ważny, ale przecież lepiej kiedy przychodnia ma same pozytywne wyniki. A że co czwarta osoba jest/będzie chora na raka.... pani przesadza, dobrze przecież pani wygląda. To jeden z sympatyczniejszych tekstów lekarzy rodzinnych. Na szczęście nie wszystkich, ale zbyt dużej grupy lekarzy, którzy w dobrze działającym systemie musieliby przynajmniej pracować pod kontrolą, bo poziom ich ignorancji jest zagrażający życiu pacjentów.
Dlaczego o tym piszę właśnie dzisiaj? Bo po ostatniej wizycie u lekarza miałam czekać koło 2-3 tygodni na appointments, ale dzisiaj dostałam grubą kopertę z planem na pierwszą część cyklu chemioterapii i radioterapii. Wszystko rozpisane szczegółowo więcej niż dwa tygodnie przed czasem. Dlaczego właśnie tak? Tu aktywizuje się rodzinę, osoba z rakiem musi mieć wsparcie zdrowego członka rodziny, albo przyjaciela/kolegi ewentualnie kogoś z grup wsparcia. Nikt nie może zostać sam z rakiem i to lekarz z zespołem dbają, żeby takich sytuacji nie było.
Za dwa dni mam tomografię, badania krwi i spotkanie ze specjalistom od mojego body. Później już planowa terapia. Moje dzieci dzisiaj obdzwoniły swoje zakłady pracy i tu kolejne zaskoczenie. Podały swoje prośby o przesunięcie godzin pracy, żebym miała przy sobie zawsze któreś z nich i usłyszały, że tym mają się zupełnie nie martwić. Wszystko będzie załatwione, bo tutaj każdy wie jak trzeba pomagać sobie na wzajem, kiedy rodzinę dotyka rak. Bo rak nie dotyka tylko chorego, on wpływa na wszystko w rodzinie.  Na podstawowe rozmowy, plany, codzienne życie i myśli nie zawsze łatwe i przyjemne o których trzeba nauczyć się mówić głośno.
Co mnie jeszcze dzisiaj zaskoczyło.... to taki wpis standardowy na zaproszeniu na spotkanie:

During your treatment you will be required to lie on a hard bed for approximately 15 minutes. If you think this may cause any pain or discomfort then please bring your usual pain relief medication with you and take a dose 30 minutes prior to your appointment time.

Piętnaście minut dyskomfortu i już mogę wziąć lek.... To brzmi bardzo obiecująco dla mnie.... Chociaż może się mylę.

Ale nie samym rakiem człowiek żyje. Dzisiaj byliśmy w świetnym miejscu gdzie zostawiłam troszkę pieniążków, ale wyjątkowo niewiele i na pewno jeszcze tam wrócę. Uwielbiam robić dom w domu, a Wy?


Brak komentarzy: