10 maja 2017

Wiosna wpadła niespodziewanie.

Wstałam dzisiaj radosna jak słodka idiotka jeszcze nie blondynka. Tu przepraszam wszystkie blondynki, bo niedługo do Was dołączę. A cieszę się z ostatniego komentarza na blogu, bo dziewczyna której bloga czytam od dawna wraca do życia. Przy założeniu, że ja życiem nazywam stan bez bólu, stan kiedy mózg może pracować wolniej, ale nadal racjonalnie i dajemy radę się przemieszczać samodzielnie, bez atrakcji w postaci pawiowych stadek na wolności. No i właśnie bardzo się z tego powodu cieszę. Nawet na taką okoliczność zaczęłam szukać papierów do scrapa i zastanawiać się jaki to będzie album. Więc kochana rób zdjęcia i jak już dasz po pysku tym lekarzom co to myśleć im się nie chce, to odwróć się dupą i do przodu. Cieszę się z Twojego kasku, bo radio i kask to dobre rokowania na zmniejszenie guzów. a jak dobrze pójdzie wysuszenie ich do zera. U mnie tak to zadziałało, chociaż ostatnie dwie radio w jeden dzień to było hardcorowe wyzwanie i kilka miesięcy leniuchowania w łóżku a po drodze to najlepsze z krwi co stawia lepiej na nogi jak koniak. Dzisiaj mam bardzo dobre wyniki i coraz bardziej uśmiechniętego lekarza, bo nadzieje rosną, a ja nie odpuszczam po dwóch latach żadnych zaleceń. Kibicuję Tobie, zaciskam mocno kciuki i niech cię jeszcze wyśle do psychiatry, żeby dał porządny prozac na uśmiech na twarzy. Ja powoli przymierzam się do uwolnienia od niego, ale moja pani doktor mówi, że mam się nie spieszyć za bardzo, bo o głowę trzeba dbać i żyć z uśmiechem bez zamartwiania się wszystkim na co wpływu nie mamy. No i muszę przyznać jej rację.
No ale od rana postanowiłam zobaczyć jak wygląda moja czupryna bez farby. Kiedyś był to kasztan, ale na odrostach było już tyle siwizny, że wpadł mi głupi pomysł do głowy. A może tak ciemna blondynka... ciemna kolorem, a nie rozumem ;)))
No i zrobiłam dekoloryzację, a tu prawie ten siwy blond z resztkami rudości sam się zrobił..... Nie sądziłam, że człowiek tak szybko siwieje.Córka fachowo zdekoloryzowała mi łepetynę i pojechała do pracy, a ja..... mam odebrać wnuczkę ze szkoły, hardcore jak diabli będzie, ale przeżyję :D
Poza tym postanowiłam wrócić na kurs językowy ESOLa, E1 mam zdane, więc czas na E2 bo za mało mam kontaktu z językiem i moje postępy stają się nędzniutkie. Wczoraj przegadałyśmy z córką temat i decyzja zapadła. Trzeba podjechać do centrum edukacji i dowiedzieć co, jak i za ile.
A muszę ten język godnie opanować, bo widzę, że moje tworzenie da mi fajne kieszonkowe i trochę radości jako odskocznia od dnia codziennego gospodyni domowej na pełnym etacie. Poza tym wszyscy w domu się uczą, to ja też chcę i tak będzie.
A chciałam jeszcze napisać o edukacji po angielsku, którą tak się krytykuje w Polsce bo niski poziom... Wczoraj w folderze wnuczka przyniosła takie drobne testy, które siedmiolatki robią przed pierwszym egzaminem. Test był akurat z matematyki, czyli działanie, pod spodem miejsce na graficzny opis 'jak' i tak przez kilkanaście stron. Wiecie co.... dodawanie i odejmowanie w zakresie 100 to drobiazg, nawet mnożenie mnie nie zaskoczyło, bo też to robiłam z siedmiolatkami i nie było problemów, ale ułamki już tak i zakres, a wcześniej zaskoczyła mnie metodologia działań wdrażana tutaj od początku na równi z pisaniem rozprawek, recenzji i bajek czy esei. Rozmowy o bezpieczeństwie, prawie i zasadach współpracy, działaniach zespołowych to zwykła rutyna szkolna, tak samo jak normalne traktowanie inności fizycznej, intelektualnej czy pochodzenia etnicznego. Bez wodotrysków czy w drugą stronę wytrzeszczu oczu ze zdziwienia. Po prostu normalnie. I tak właśnie pomyślałam, że pewnie dlatego moja wnuczka zadaje tyle pytań w domu, żeby to wszystko zrozumieć. A od przyszłego roku kolejna bardzo dobra szkoła i .... moje wnuczę chodzi na dwa zajęcia pozaszkolne: minecraft i gardening.... Łapiecie nazwy? Kto by dał w Polsce kasę na takie zajęcia, a tym bardziej kto traktowałby takie zajęcia poważnie? A tutaj ta mała osóbka buduje włączniki, uczy budować je swoich kolegów na zajęciach bo szkoła chce wygrać w zawodach za kilka tygodni w minecraft... Nie pytajcie mnie o co chodzi, bo sama nie do końca rozumiem, a ponoć jestem najlepsza i najmądrzejsza babcia. A dzisiaj mam dzień z wnuczką bo znowu mama dużoo za dużoo pracuje. Damy radę i mamy dobry plan.
















Patrzę za okno i co widzę na termometrze?
No i już wiadomo skąd we mnie tyle chęci do pisania i do życia i do rysowania. Wiosna taka prawdziwa dzisiaj przyszła, ze słońcem, kwiatami, ciepłem i soczystą zielenią i mam nadzieję, że nie cofnie się już za próg, tylko zostanie i będzie mocno motywować przyrodę i nas do życia. Może uda się pojechać nad morze i zrobić kilka zdjęć tutejszym okazom flory i fauny? Chciałabym ... ale zobaczymy czy nasz przewodnik turystyczny w osobie córki wyzdrowieje do następnego wolnego. A na razie zbieram się stąd bo czas iść po wnuczkę do szkoły.

2 komentarze:

Chaziajka pisze...

Roślinki cudne... Napasam oczy w zastępstwie moich, w tym roku jeszcze nie posadzonych...
Koniaku nie próbowałam, ale może najwyższa pora, bo płytki mi strasznie poleciały i w konsekwencji musieli przerwać naświetlania (martwię się tym bardzo), a piszesz Jolu, że ten koniak to na krew dobry:)

Babcia wielofunkcyjna pisze...

Ja na poprawienie krwi piłam świeży sok z buraka, ale mój lekarz poszedł na skróty i zaserwował mi nie krew tylko kwintesencję krwi. Po 400 ml dostałam takiego kopa, że moja córka musiała przywołać mnie do porządku bo zabrałam się po radioterapiach wewnętrznych za pranie, gotowanie i nosiło mną strasznie. Ale wyniki krwi wróciły bardzo do normy, a na dzisiaj zostały mi bardzo mocne włosy, coś jak premia po radio...