27 kwietnia 2012

O farbowaniu ciąg dalszy.



Wczoraj dojrzałam do pierwszej poważnej próby farbowania. Wszystkie linki z poprzedniego posta przeczytane po kilka razy, więc uznałam że czas coś popsuć żeby dopatrzeć się braków wiedzy.

Wolę takie założenie niż wielki płacz, kiedy okazuje się, że przy czymś nie przewidzieliśmy np tego że farby mogą inaczej przesiąkać rozlewane po stronie jedwabiu a inaczej rozlewane po stronie wełny ;)
Tu kolejne spostrzeżenie nasuwa mi się mocno. Użyłam farb do farbowania wełny, a jedwab został intensywniej zabarwiony nimi niż wełna.
W kolejnym farbowaniu użyłam farby do jedwabiu i farb najtańszych. Różnic w mocy barwienia nie spostrzegłam.
Farbowałam w mikrofali wg przepisu z linka w poprzednim poście, więc nie będę opisywała całego procesu jeszcze raz.
Innowacyjność u mnie polegała na tym że wykorzystałam folię do osadzenia kolorów tam gdzie miały być, której to nauczyła mnie Galina.
Zabawa jest bardzo wciągająca i dość nieprzewidywalna. Do pierwszego szala, który sobie przygotowałam jakiś czas temu tutaj, użyłam dwóch kolorów: żółtego i niebieskiego. Od razu uzupełniam, żółty był w kilku odcieniach i niebieski również. Efekt, który mnie zaskoczył poniżej:


 

I kolejna próba farbowania, tym razem więcej kolorów i już wiem że dwa kolory to w zupełności wystarczy żeby mieć cień szansy na ogarnięcie przybliżonego efektu.
A na koniec coś, co stworzyłam przed Bożym Narodzeniem 2011 i po farbowaniu wcisnęłam głęboko do szafy, żeby nikt nie zobaczył, bo wyglądało strasznie. Na koniec dnia zebrałam się na odwagę, wylałam dwie farby mocne, i kilka razy przepuściłam przez mikrofalę. Jest na tyle dobrze, że mogę pokazać efekt:




Po tym wszystkim, czas na podsumowania:

Farbowanie to bardzo twórcza zabawa, ale zabierająca bardzo dużo czasu. Przestałam się dziwić, że rzeczy farbowane indywidualnie są takie drogie.
Jednakże jest to bardzo ciekawy pomysł na spędzanie wolnego czasu i dla mnie bardzo interesujący. Przypomina trochę siedzenie wieki temu, nad kuwetą z wywoływaczem, i czekanie na ten właściwy moment.
Tak wtedy, jak i dziś efekt był trudny do przewidzenia. Kiedy wychodziło ciekawie, to radość była wielka.
Na pewno będę farbowała jeszcze nie raz, ale najpierw muszę znaleźć sposób, na nauczenie się zakładania rękawiczek ochronnych. Ręce na wczorajszym farbowaniu dość mocno ucierpiały.
Mam nadzieję, że ten opis komuś pomoże się odważyć, i że choć w nikłym stopniu uzupełniłam kawał dobrej pracy dziewczyn i chłopaków z poprzedniego wpisu, piszących o farbowaniu tak precyzyjnie, że mogłam i ja spróbować swoich sił.

8 komentarzy:

GalaFilc pisze...

A to wciąga )))) Wyszło cudnie i farbowanie - kolorki przemieszali się ciekawie i szale są plastyczne, cienkie, równe. Cud/mód ))

sanddra pisze...

Dziękuje ślicznie Gala, normalnie sama jestem w szoku, że tak wyszło ;D

Grazyna pisze...

Faktycznie wyszlo cud-miod, az chcialoby sie samemu sprobowac!

nanunana pisze...

Pięknie Ci wyszło, nie odpuszczaj!

sanddra pisze...

O odpuszczeniu nie ma mowy po takich pozytywnych komentarzach. Od wtorku mamy kiermasz więc czasu na cokolwiek będzie szczególnie mało ale po niedzieli wracam do wełenki, jedwabiu i farbek :)

sanddra pisze...

Grażynko namawiam z całego serca, to juz nie te farby sprzed wielu lat, szare bure i nieprzewidywalne w działaniu. Z pomysłami młodego pokolenia dziewczyn zabawa jest bardzo pozytywna i nie ma mowy o zepsuciu, najwyżej wynik będzie daleki od założenia ;)

pracownia-filcer pisze...

Fajne efekty uzyskałaś....profesjonalnie bardzo to wygląda:)

sanddra pisze...

Dziękuje serdecznie za pozytywny odbiór moich pierwszych prób :)