20 kwietnia 2012

Fiołkowo, czyli prawie mamy wiosnę.

Dziś był właśnie taki fiołkowy dzień. Najpierw poranna kawa i namierzanie paczuszki zamówionej w UE. Aż trudno uwierzyć, że doczekałam czasów kiedy granice nie istnieją, nikt nie pyta o paszport, a tylko w starych miejscach stoją budki celników i przypominają jak to kiedyś bywało. Jak przed granicą adrenalina wzrastała bo za głupi obiektyw można było dostać pieczątkę na długie lata zabraniającą wjazdu, o konsekwencjach we własnym kraju nie wspomnę.
Teraz paczka zamówiona we Francji idzie 3 dni, opłaca się w banku, albo PayPalem i grzecznie czeka na telefon od kuriera. Tak to prawda, że nie tęsknię za przeszłością, choć wspominam z sentymentem wiele ówczesnych  historyjek, które dziś są już tylko zabawne. Wtedy nie były zabawne, ale przecież młodość nie może być smutna i zawsze pamięta się ją z sentymentem. Dobrze jesteśmy na szczęście skonstruowani i dlatego złe nie ma do nas dostępu.

Dziś walczyłam z etui do tabletu. Tablet jest prosty i robi u mnie za książkę do poduszki, więc szkoda byłoby mi, gdyby spadł i ekran pękł. Etui nie wyszło do końca tak jak chciałam, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo i uda się za pierwszym razem. Jednak nie ustąpię, szewc bez butów, to nie dla mnie.
Widzieliście pięknie barwione filcaczki? Ja widziałam i to był wieki błąd. Błąd polega na tym, że do barwienia wełny potrzebne nie tylko barwniki, ale także kuchenka. Ponieważ piekarnika nie mogę zbezcześcić farbowaniem, to poszukałam innego sposobu na temperaturę i parę:mikrofalę. A ja jakiś czas temu oddałam swoją, bo zawalała mi miejsce w kuchni, no i jak to w życiu bywa... pozbędziesz się i zaraz okazuje się, że to błąd bo właśnie okazało się ... że mikrofala sprawdza się świetnie do farbowania. Odwiedziłam więc sklep ze starym sprzętem i za całe 50 pln kupiłam mikrofalę z grillem (innej nie było) i zostaje poczytać jak to robią mądrzejsi.
 Teraz mam już i farby i miejsce z temperaturą i parą, więc postaram się tutaj podzielić spostrzeżeniami z barwienia wełny i jedwabiu.

4 komentarze:

diana pisze...

Sliczny komplecik!I czekam ne efekty farbowania w mikrofali:)Pozdrawiam cieplutko:)))

Plastusia pisze...

Tak, ja też uważam, że to, iż w zasięgu ręki ma się zakupy praktycznie na całym świecie to cudowne.
A komplet uroczy, lubię wszelkie fiolety.
Ciekawa jestem Twoich eksperymentów z farbowaniem.

Grazyna pisze...

Ten sliczny fioletowy komplecik to jak dla mnie bom jasna blondynka.Bratnia duszyczko, czasy "graniczne" dobrze pamietam a i
czasem na granicy PANU CELNIKOWI trzeba bylo cos podarowac zeby sie nie czepial, chociaz nie przewozilo sie nic "trefnego" i dopuszczlnych ilosciach.Zdarzalo sie tez ze musialas pakowac od nowa walizke bo "wladza" wywalila z niej na lawke doslownie wszystko,rozpakowala kazdy pakuneczek (nawet lekarstwa)a potem odeszla z skwaszona mina bo przeciez nic nie znalazla.

sanddra pisze...

Dziewczyny dziś ufilcowałam kamizelkę..... Suszy się na manekinie, wiec muszę poczekać do jutro ze zdjęciami. Już wiem jakie błędy popełniłam ale podoba mi się jak diabli i trudno, ale lato idzie i na koszule jak znalazł będzie :) Farbowanie trochę przesuwam nosem aż doczytam wszystkie niuanse i to co w linku :)
Grażynko wyobraź sobie że jako smarkula w Medyce nakrzyczałam na celnika, mając w kieszeni to co ojciec chciał schować przed celnikami (aż dwie obrączki na paliwo ;). Wszyscy zdrętwieli, a ja krzyczałam że mi bałagan robi w rzeczach a to mój obowiązek żeby tam było poukładane i poszedł.... a za chwilę przyszedł że mamy jechać byle szybko. Dopiero po dobrym kwadransie ojciec się odezwał z pytaniem czy wiem jak mogło się to skończyć. Na szczęście nie wiedziałam i chyba dlatego byłam wiarygodna ;)